"Tak, straszmy dzieci baśniami" - wywiad z Grzegorzem Leszczyńskim w "RP"

Kolejny ciekawy artykuł o literaturze dziecięcej ukazał się w prasie. Monika Janusz-Lorkowska na łamach "Rzeczpospolitej" rozmawia z prof. Grzegorzem Leszczyńskim, kierownikiem Pracowni Badań nad Literaturą Dziecięcą i Młodzieżową w Instytucie Literatury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego.

Dwie ciekawe tezy, z którymi się zgadzam, cytuję:

Dlaczego w Polsce literatura dziecięca traktowana jest niepoważnie?

Widzę trzy powody tej sytuacji. Po pierwsze, wielu uważa, że zajmowanie się w jakikolwiek sposób dziecięcością jest infantylne. Po drugie – nie udało nam się wytworzyć tradycji, powszechnego zainteresowania książką dla dziecka, pospolitego w tym kierunku ruszenia. Próbowała to robić akcja „Cała Polska czyta dzieciom” (rok 2010 to jej dziewiąta edycja, red.), ale bez specjalnego wsparcia władz. Jedynie minister Rafał Skąpski (wiceminister kultury w rządzie Leszka Millera, red.) mówił głośno, że priorytetem jest książka dziecięca, ale były to tylko deklaracje. Trzeci powód – przy całym szacunku dla rodzimej twórczości, nie mamy swojego Andersena, Milne’a, Astrid Lindgren, braci Grimm czy Tove Jansson...

i druga:

Przerabianie na łagodniejsze wersje np. baśni braci Grimm tłumaczy się dobrem dziecka.

Kaleczy się w ten sposób jednak nie tylko literaturę, ale i dziecko. Baśń to gatunek idealny, od zarania świetnie sprawdzone przedszkole ludzkości, elementarz osobisty uczący systemu wartości, w którym dobro zwycięża, a zło musi być ukarane. Nie możemy więc wolno puścić wilka i zaprzyjaźniać się z nim, bo postanowił zostać jaroszem, choć przedtem zjadł Czerwonego Kapturka i babcię. To wbrew baśniowej logice. Przy takiej wersji wydarzeń młody czytelnik nigdy nie zrozumie toposu wilka, nie pozna ważnego kodu kulturowego. Wilk jest uosobieniem zła, podobnie jak Baba Jaga.

Uważam, że tak jak nie należy chronić dziecka przed przerażającą bądź dziwną ilustracją (bo i taką powinno oglądać, by dobrze rozwijała się jego wrażliwość i wyobraźnia) – tak też nie powinno się chronić go przed okrucieństwem zawartym w baśniach. Pokazywanie tylko dobra i piękna to pozbawianie dzieci tej drugiej części świata. To tak jakby próbować wmawiać im, że doba nie ma nocy, a w roku są tylko dni pogodne. Potem te dzieci w wieku nastoletnim są przerażone światem, złem i są kompletnie nieprzystosowane do życia. Mało tego, zaobserwowałem coś takiego jak efekt czytelniczego wahadła u dzieci.

Cały tekst przeczytasz TUTAJ

obrazek pochodzi ze strony "RP" i jest to ilustracja Józefa Wilkonia do baśni „Słowik” H. Ch. Andersena z „Baśnie z całego świata” .

Komentarze

  1. Właśnie wczoraj znalazłam info o najnowszej książce Pana Leszczyńskiego; o netgeneracji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlatego też muszę w starym pudle z jeszzce moimi książkami poszukać moich starych bajek. Jakoś te nowe są nieco inne od tego jakie ja pamiętam. A nie mam (jeszcze ;) ) tylu lat, zeby zapomnieć o co w tej czy innej bajce chodziło.

    Zresztą mam ostatnio ciągły problem z tym co czytać wieczorem, przed spaniem.Jakoś żadna z posiadanych książek dla dzieci nie wydaje mi się dobrą "na sen".

    OdpowiedzUsuń
  3. Prowincjonalna_nauczycielko, dziękuję za informację.

    aeljot, niżej opisywana Chotomska świetnie nadaje się na dobranoc.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy byłam mała, babcia opowiadała mi bajki, mnóstwo całe. Upodobałam sobie "Baśń o Zielonej Brodzie", gdzie kluczową sceną było obcinanie palców bohaterce i zabieranie jej złotych pierścionków. W dawnych czasach ludzie nie dzielili baśni na "dla dzieci, słodko, cukierkowo" i "dla dorosłych - ostro i brutalnie". Wczytajmy się w Andersena - zgroza, wiedźmy na cmentarzu pożerające...nieboszczyka - brrrr! Ale... - baśń taka jest. Bajka o Czerwonym Kapturku, gdzie babcia chowa się w szafie, wilk jej nie zjada, gdzież tam - to moim zdaniem kpina i śmiech. "Różowe" bajki i baśnie nie spełniają swojej funkcji i wcale nie podobaja się dzieciom, które lubią się bać... słuchając i czytając. Ciekawe, że niektórzy nie wzdrygają się przed brutalnymi scenami, serwowanymi w nadmiarze w TV, filmach i nie bronią przed nimi dzieci, a obawiają się baśniowych opowieści... . Kocham stare, straszne bajki i już ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy my naprawdę nie mamy dobrych pisarzy książek dla dzieci? Wydaje mi się, że nie jest aż tak źle.
    W przypadku literatury tworzonej po polsku warunkiem koniecznym jest nie tylko świetny twórca i ilustrator, ale również tłumacz, a tu bywa krucho.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mamy dobrych, tyle że oni nie są światowi. Taki Tuwim przecież i Brzechwa! Albo wspominana Chotomska. Ja ostatnio zasłuchuję się w "Sierotce Marysi..." i uważam że cudowna jest :)
    Współcześni, młodsi też świetnie sobie radzą - Strzałkowska, Kasdepke, Piątkowska, Jędrzejwska-Wróbel, Wierzbicki - to wg mnie najciekawsze nazwiska.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz