Guus Kuijer "Książka wszystkich rzeczy"


W trakcie lektury Książki wszystkich rzeczy robiło mi się coraz bardziej smutno.

Po pierwsze, dlatego że jest to zwyczajnie bardzo smutna opowieść. Chce się płakać, gdy czytać o ojcu, mężu, który bije swoje dziecko, okłada pięściami żonę… Kuijer pisze o przemocy domowej bardzo otwarcie. Jest tu i dosadny opis wymierzania kary Tomasowi:

To był on. Mężczyzna wielki jak dąb stanął w drzwiach. Podszedł do Thomasa i wyciągnął rękę. Thomas podał mu warząchew. Mężczyzna usiadł na stołeczku obok łóżka. Nic nie mówił. Nie musiał, bo Thomas dobrze wiedział, co robić. Spuścił spodnie. Potem majtki. Położył się na kolanach ojca, pupą do góry. Zaczęło się lanie. Drewniana łyżka świstała w powietrzu. 
Bach! 
Ból przecinał mu skórę jak nóż. 
Bach! 

Jest – i to wielokrotnie – scena, kiedy żona sprzeciwia się mężowi. Ten biciem przyprowadza żonę do posłuszeństwa. Zostaje po tym płonący policzek i rozkwaszony nos. I oczywiście wstyd i strach!
Nie mam odpowiedzi na pytanie, czy dobrze jest czytać dzieciom (które nie znają problemu z autopsji i nie wymagają terapii) tego typu lektury. Opisy są naprawdę szczere i mnie ściska się serce. Jak zatem może czuć się dziecko po przeczytaniu takiej książki? Nad tymi pytaniami będę próbowała się zastanawiać przy okazji notki o książce Tabu w literaturze i sztuce dla dzieci.

Po drugie, robi mi się smutno, bo książka daje policzek religii, chrześcijaństwu konkretnie.
Wyobrażam sobie, jakie byłyby recenzje, gdyby jakiś Kus Guijer napisał książkę przedstawiającą Żyda, który kradnie i śmierdzi albo feministkę, która nienawidzi mężczyzn i jest brzydka… Padłyby zarzuty, że autor operuje niszczącymi stereotypami, że nastawia czytelnika przeciwko Żydom czy feministkom. Och, rozpętałaby się wojna słowna! Tymczasem… przeczytałam tych kilka recenzji książki Guusa Kuijera, które ukazały się w Internecie. Tam ton pochwalny, wszystko grzecznie, nikt kwestii stereotypu chrześcijanina, który leje rodzinę „w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego” nie podnosi. Cóż jest? – zatem pytam. Czy tak infantylnie (na poziomie: „przeszły mnie dreszcze”) czytają? Czy może raczej jest im wygodnie nie widzieć?
Powiem więcej – Guus Kuijer nie tylko operuje stereotypem! Bywa, że chrześcijanie leją swoje dzieci i żony. Bywa. Guus Kuijer wyciąga rękę na Boga, opowiada o Nim rzeczy niestworzone, robi z Niego potwora. Ten oszczerczy ton jest nieprawdziwy i dlatego – dla mnie – trudny do zaakceptowania.
Po kolei jednak. Ojciec Thomasa jest chrześcijaninem, co objawia się w tym, że jego żona i dzieci muszą mu być posłuszne; kobieta nie może chodzić w spodniach, a przekraczając próg kościoła, musi założyć na głowę chustkę. Jest tu oczywiście modlitwa przed posiłkiem i czytanie Biblii po posiłku (akurat o plagach egipskich). Pytam zatem: skąd ten koncept? Czy przemoc domowa jest typowa dla rodzin chrześcijańskich? Czy ojcowie neutralni światopoglądowo nie biją swoich żon? Otóż nie! Mężczyźni niewierzący też wyciągają pasa! Autor jednak sięgnął po casus męża-chrześcijanina nie po to, by rozprawić się z kwestią przemocy domowej. To produkt uboczny walki, jaką Kuijer toczy z Bogiem.
W dialogach z Jezusem chłopiec przepracowuje stopniowo kwestię bezzasadności wiary. Wyłania się z nich obraz Boga, z którego „niewiele jest pożytku” (s. 62), który „był bardzo surowy” („Musiałem dać się przybić do krzyża, czy tego chciałem, czy nie”) (s. 74), który jest tylko wytworem umysłu człowieka („Bóg Ojciec nie odszedł tak po prostu – oznajmił Thomas. – On umarł. (…) I wtedy umarł, bo On nie potrafi sobie beze mnie poradzić” (s. 93-94).
Boga zastępuje „nowa wiara”, wiara w człowieka, który ma moc działać – to Margot, która grozi ojcu nożem, ciotka Pia, która nosi spodnie nie dla wygody, a dla sprzeciwu i pani van Amersfoort oraz inne „czarownice” (czyżby feministki?).
Nikt z recenzentów tego nie dostrzega. Książka Kuijera jest mocno zideologizowana. Nie dotyka tylko problemu przemocy domowej. Dotyka wiary, religii. Przedstawia wykrzywioną, nieprawdziwą twarz Boga-Ojca. Nie jest to chrześcijaństwo ani Bóg, które ja znam. To obraz religii utkany z przesądów, stereotypów i osobistych uprzedzeń. I właśnie to dla mnie jest smutne.


Możesz kupić tutaj: Książka wszystkich rzeczy

Wydawnictwo: Dwie Siostry
Wymiary: 155 x 190 x 20
Oprawa: twarda
Ilość stron: 122
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-63696-12-2

Komentarze

  1. A ja ogromnie cieszę z takiej recenzji...bo wiem, że nie wydam niepotrzebnie pieniędzy na książkę,która uderza w wartości dla mnie najwazniejsze...a tym bardziej nie przeczytałabym tego dzieciom!Bo czy dzieci muszą w tak drastyczny sposób dowiadywać się o problemie przemocy w domu...a jeżeli ją same przezywają,czy muszą jeszcze w chwili na lekturę(która powinna być chwilą przyjemną) przeżywać swoje koszmary raz jeszcze? A jeśli jeszcze dołozyc do tego wtłaczanie dzieciom(bo one sa tu głównym odbiorcą) fałszywego obrazu Boga...to w ogóle dziekuję za taka literaturę...Można nie być chrześcijaninem...ale jesli ne zna się prawdy o jakiejś religii to lepiej...o tym nie pisać!

    OdpowiedzUsuń
  2. zgadzam się. Własnie przed chwilą przeczytałam recenzję na blogu POZA ROZKŁADEM. Autorka jej nie krytykowała, ale od razu pomyślałam sobie o np. Koranie zamiast Biblii (napisalam to tam w komentarzu). Myślę, że wówczas książka nie zostałaby wydana... Smutne. Dzięki za tę szczegółową recenzję. JUż nawet ten fragment mnie zniechęca. Po co czytać o jakimś popaprańcu? Przeczytałam o autorze na wikipedii i już wiem, skąd ta jego postawa - jest ateistą... ciekawe tylko, czemu wybrał sobie znów najbardziej pokojową religię... Mało ludzi czyta obecnie Biblię. Wątpię, żeby tym bardziej jakiś nienormalny facet był tak gorliwym katolikiem... Brawo za odwagę. Ja na razie mam zasadę, że po prostu nie piszę o nieciekawych książkach, ale denerwuje mnie, jak czytam gdzieś peany o kiepskich książkach... Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. fragment, który mnie zniechęca - oczywiście chodzi o cytat z książki :)) a tak sobie jeszcze pomyślałam - do jakiej grupy wiekowej skierowana jest ta książka? Wszak to sianie nienawiści w sercach młodych ludzi...

      Usuń
    2. Hmm... Chrześcijaństwo najbardziej pokojową religią? Chyba niekoniecznie. Inna sprawa, że jak dla mnie wynaturzenia istnieją wśród wyznawców każdej religii. Dziękuję za recenzję, pewnie nie sięgnę po książkę, jeżeli jest rzeczywiście tendencyjna. Fragmenty nie brzmią zbyt miło, a do tego styl jest fatalny. Sądząc po fragmentach, nie dałbym jej do przeczytania mojemu dziecku. Nie jestem zwolennikiem trzymania dzieci pod kloszem, ale takie teksty mogą spowodować traumę.

      Usuń
    3. Zasady chrześcijańskie są pokojowe - aż po miłość nieprzyjaciół. Chrześcijanie niekoniecznie są pokojowi.

      Usuń
  3. Smutne, bo w taki sposób powstają stereotypy. Smutne, że próbuje się w ten sposób indoktrynować dzieci, wypaczać im prawdę.
    Pocieszające jest jednak to, że autor jest do tego stopnia ignorantem, że jego krytyka tak naprawdę w chrześcijaństwo nie godzi. Widzimy tam nie Boga, a jakiegoś głupiutkiego, złośliwego demiurga, który nie ma nic wspólnego z Bogiem chrześcijańskim. Nasz autor ateista po prostu nie odrobił lekcji albo też jakieś traumatyczne przeżycie sprawiło, że pała do religii taką nienawiścią. Cóż: jest mądry ateizm i głupi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wolałabym, żeby daleko posunięte wnioski Pań wyciągane były na podstawie lektury książki, a nie informacji przedstawionych w powyższej subiektywnej recenzji. Nie mówię, że się z nią nie zgadzam, ale żeby mieć prawo mówić o nienawiści autora i jego głupim ateiźmie godzi się przynajmniej przeczytać utwór.
    To, że gdyby ojciec czytał Koran, książka nie zostałaby wydana, nie świadczy dobrze o rzeczywistości ani źle o tych, którzy ją wydali. Kontrowersje, stereotypy, karykatury na smutną rzeczywistość, też są potrzebne, chociażby po to, żeby z nimi się nie zgodzić. Nie podsuwajmy książki dzieciom, jeśli uważamy, że są dla nich nieodpowiednie, ale nie skreślajmy takich wydawnictw i ich zasadności. Każdy ma swój rozum. Jeśli książka wzbudza dyskusje to już w tym widzę jej wartość. Mnie recenzja zachęciła do lektury i sprawdzenia jak ją odbiorę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Fakty przytoczone przez autorkę recenzji są dla mnie wystarczające, by wysunąć powyższe wnioski.

    OdpowiedzUsuń
  6. Fakty są wyjęte z kontekstu i przedstawione przez pryzmat odczuć autorki, do czego ma ona pełne prawo. Ale o tym, że nie jest to jedyna możliwa interpretacja świadczy to jak wiele osób odbiera książkę zupełnie inaczej i dostrzega w niej szacunek dla religii. Nie trzeba się zgadzać z autorem, ale nie odważyłabym się nazywać jego postawy głupim ateizmem bez czytania jego tekstu.

    Jedna z Pań, która okazuje się, też nie czytała książki, wszędzie powtarza, że już wszystko jasne, bo dowiedziała się, że autor jest ateistą, a to wyjaśnia jego brak szacunku. Powiela Pani krzywdzący stereotyp o ateistach. Ja jestem wierząca, ale znani mi ateiści mają bardzo wiele szacunku do religii, wiedzy o niej i pokory. Tak jak zawsze zdarzają się też ci agresywnie bezmyślni, ale Pani już nie bierze pod uwagę tego rozróżnienia. Pada hasło ateista i wszystko staje się jasne. Autor zaszufladkowany. Wikipedia rządzi.

    Śledzę dyskusję jednocześnie tu, na blogu Poza Rozkładem i facebooku Dwóch Sióstr i jestem daleka od ślepego zachwytu nad książką, ale denerwują mnie takie obraźliwe komentarze wszystkowiedzących internautów. Nie lubie słowa "głupi" i kategorycznego wypowiadania się o książce bez jej czytania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Joanno,
      dla mnie ten fragment jest gołosłowny: nie jest to jedyna możliwa interpretacja świadczy to jak wiele osób odbiera książkę zupełnie inaczej i dostrzega w niej szacunek dla religii." Kto i gdzie? Wypowiedziała się raptem jedynie Anna Mro na FB. To jeszcze nie stanowi wielości osób.


      Napisała Pani też: "denerwują mnie takie obraźliwe komentarze wszystkowiedzących internautów". Mnie też denerwują. Także te dotyczące mojej osoby, które pojawiły się na FB.

      Usuń
    2. Autorka recenzji powyżej wspomina, że wg jej researchu, książka spotkała się z pozytywnym przyjęciem pozostałych recenzentów, które ją zdziwiło. Kilka osób w tej dyskusji http://www.facebook.com/DwieSiostry?fref=ts jest z kolei zdziwionych negatywnym odbiorem książki. Głównie chodziło mi o to, że autor jest laureatem poważanej nagrody i to najbardziej skłania mnie ku wątpliwościom, czy może być aż tak głupim i wąskomyślącym człowiekiem zaślepionym nienawiścią do chrześcijaństwa. Ja nie wiem o jakie osobiste komentarze chodzi, nawet się nie chcę do tego odnosić. Żałuję trochę, że dałam się rozdrażnić tym całym tematem. Generalnie nie jestem przeciwna negatywnym recenzjom, tylko wypowiedziom bez sensownych podstaw, których pełno na każdym kroku.

      Usuń
    3. "Autorka recenzji powyżej wspomina, że wg jej researchu, książka spotkała się z pozytywnym przyjęciem pozostałych recenzentów, które ją zdziwiło."
      Tak, ale napisałam też jednocześnie bardzo wyraźnie, że kwestii religii nikt w tych recenzjach nie podejmuje (nie wliczam recenzji z PozaRozkładam, bo ta ukazała się równo z moją). Dodałam też recenzje te odczytują książkę na poziomie emocji ("książka mnie poruszyła"). Trudno żeby było inaczej, skoro w książce opisuje się kwestię przemocy. Nie wyobrażam sobie, żeby scena lania Thomasa kogoś nie rozemocjonowała. Nie znalazłam natomiast nigdzie wypowiedzi (z wyjątkiem tej Anny M.), żeby ktoś "dostrzegał w niej szacunek dla religii".

      Niech się Pani nie daje rozdrażnić:) Dyskutujmy o książce. Jestem "za".

      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
    4. Aha, to faktycznie rozpędziłam się o dwa słowa za daleko. Takie miałam odczucie po lekturze dyskusji, ale rzeczywiście nie ma na to tak wielu przykładów, jak mi się wydawało. Weryfikuję i stawiam kropkę po "jak wiele osób odbiera książkę zupełnie inaczej". w sensie nie dostrzega religijnych uprzedzeń. pozdrawiam!

      Usuń
  7. Chciałam przeprosić, Pani Joanno, jeśli uraziłam lub obraziłam - owszem, napisałam, że istnieje głupi ateizm (który posługuje się pewnymi nieprawdziwymi, fałszywymi obrazami Boga i chrześcijaństwa, aby go ośmieszyć - jak ten, przytoczony w recenzji), nigdzie natomiast nie padło utożsamienie ateizmu z głupotą - sama bardzo ateizm szanuję, podzielając poglądy Tomasa Halika. Proszę nie zarzucać mi powielania krzywdzącego stereotypu o ateistach, daleko mi do tego.
    Jeśli jednak kogoś uraziłam lub obraziłam - bardzo przepraszam. Bo widzi Pani - przytoczone fragmenty tej lektury godzą gdzieś głęboko w moją wiarę i ja też czuję się skrzywdzona tą dyskusją.
    Chciałabym wierzyć, że jest tak, jak faktycznie piszą orędownicy tej książki: że jest ona o prawdziwej miłości i prawdziwej wierze, że te fragmenty są wyrwane z kontekstu i jedna z moich ulubionych recenzentek bardzo się myli. Cóż - może będę miała okazję, by to sprawdzić na własnej skórze. Póki co, mogę się wypowiedzieć tylko na podstawie tej recenzji.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym powielaniu krzywdzącego stereotypu nie zarzucam Pani, tylko innej Pani na której wypowiedzi się natknęłam. Co do reszty - rozumiem :)

      Usuń
    2. Wobec tego także przepraszam za zarzut. Emocje... W każdym razie na ewentualną lekturę się nie zamykam.

      Usuń
  8. Ja nie czytałam książki, więc się nie wypowiem.
    Nie rozumiem tylko dramatyzmu odnośnie współpracy z wydawnictwami, która - jak piszesz - polega na otrzymywaniu książek. Przecież książkę można samemu kupić/wypożyczyć i zrecenzować na blogu.
    Basca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako pewien dramatyzm odczytuję twoje słowa "jednemu blogerowi łatwo zamknąć usta." oraz z facebooka "Bardzo trudny dla mnie tekst. Ten mój oczywiście. Pewnie zamyka mi wiele dróg." Chodzi mi o ostanie zdanie. Zdaje sobie sprawę, że krytyka jest trudniejsza niż pochwała. Ale przejmować się na blogu czy wydawnictwo będzie współpracować czy nie, skoro jest się wewnętrznie przekonanym o słuszności krytyki? I jak wydawnictwo może zamknąć usta, jeśli książkę możesz przeczytać i zrecenzować bez współpracy z nim?
      Basca

      Usuń
    2. Wpierw chcę uściślić jedną sprawę (to się też należy wydawnictwu). O książkę poprosiłam ja. Po przerwie na blogu związanej z ciążą i urodzeniem dziecka (zawiesiłam współpracę z wszystkimi wydawnictwami), chciałam wrócić do tej pracy. Poprosiłam kilka wydawnictw o książki, które wydały mi się interesujące. Nie kupuję tych książek z prozaicznego powodu, jakim jest nasz budżet domowy. Nie mam też w okolicy tak dobrze wyposażonych bibliotek, jak bym chciała.
      W przypadku książki Kuijera interesujące wydało mi sie ostatnie zdanie opisu książki (to na stronie wydawnictwa). Nie często pisze się o Jezusie w książkach dla dzieci... Założyłam, ze w trudnej dla Thomasa sytuacji Jezus przychodzi z pocieszeniem, ale przyszedł raczej z czym innym.
      Pisząc te zdania chciałąm zwrócić uwagę na to, że bloger jest traktowany przez niektóre wydawnictwa jak narzędzie, które ma spełnić założony cel - wypromować książkę.
      Dla mnie są to jeszcze pytania o to, kim ja chcę być w tej sytuacji - czy krytykiem literackim (w znaczeniu, jakim używa się go na uczelniach), czy moze raczej zbieraczem książek. To pierwsze zakłada, że jestem wierna sobie, to drugie, że czasem piszę przeciwko sobie, swoim poglądom. To drugie jest pociągające. Fajnie mieć bogatą biblioteczkę. To drugie - jeśli nie współpracujesz z wydawnictwami - oznacza, że za chwilę nie masz o czym pisać. CHyba ze zarabiasz tak, że CIę stać na kupowanie książek do recenzji.
      Jeszcze raz chcę podkreślić fakt, że blogerów-recenzentów traktuje się inaczej niz recenzentów, którzy piszą do czasopism.

      Usuń
    3. Dzięki za odpowiedź
      Basca

      Usuń
  9. Ja mam poczucie, że autor porusza raczej kwestię bezradności Boga wobec okrucieństwa człowieka... Oczywiście, buduje też paralelę historii Jezusa z historią Thomasa, ale raczej po to, żeby pokazać - by tak rzec - bezsens cierpienia, skazywania kogoś na ból. W ogóle ojciec jest najciekawszą osobą tej historii, najpełniej pokazaną - z jednej strony srogi i religijny, z drugiej - zwyczajnie głupi i ograniczony, z trzeciej (scena wieczorku poezji!) - bezbronny, samotny. Pokazywanie, że trzeba działać, w moim odczuciu ma głęboki wymiar społeczny - dopóki nie przerwiemy zmowy milczenia i nie zaczniemy mówić głośno, że "mężczyzna, który bije swoją żonę, hańbi sam siebie" będziemy słuchać płaczu kobiet za ścianą! Oczywiście, możemy się modlić, żeby pan sąsiad łaskawie przestał. Wątpliwie, niestety, żeby nasze modlitwy odniosły jakowyś skutek... Pozdrawiam ciepło! Justyna

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz