Wiktor Woroszylski "Gabryś, nie kapryś"


Kiedy się bierze do ręki reprint książki Wiktora Woroszylskiego „Gabryś, nie kapryś”, nie wiadomo, na czym się skupić najpierw. Czy wsłuchać się w lapidarny wiersz, zdradzający niezwykłą wrażliwość autora na słowo? Czy skupić się na zaskakujących obrazach (plakacisty Henryka Tomaszewskiego)? Czy może raczej zacząć od kontekstu dla tej książeczki właściwego, historii, biografii? Ja najpierw przeczytałam tekst, potem zajrzałam do biografii Woroszylskiego i… się zdumiałam.

Woroszylski miał swój romans z komunizmem. Należał do pokolenia „pryszczatych”, gorących zwolenników socrealizm. Ale życie nie jest ani proste, ani oczywiste. Łuski z oczu opadły, kiedy Woroszylski miał okazję być świadkiem krwawego stłumienia rewolucji węgierskiej w 1956 roku. Przyłączył się potem do opozycji, KOR-u, był internowany i przez władzę ludową wpisany na „czarną listę”, co oznaczało zakaz publikacji czegokolwiek. I w tym kontekście taki oto sobie tekścik:

- Może pospałbyś? Może zjadłbyś? 
Może pobawić się trochę rad byś? 
Gabrysiowi się nic nie podoba. 
- Masz tu, synku, nową książeczkę. 
- Książeczkę? Wolałbym auto. (…) 
Cioć i wujków zmartwionych tuzin, 
proszą wszyscy, mali i duzi: 
- Gabryś, nie kapryś! 
- Gabryś, nadgryź! 
- Gabryś, poliż! 
- Gabryś, policz! 
- Gabryś, ucz się!


Do tatusiów wymownie trafi (szybko się w nim odnajdą) pewnie ten fragment rzucony tak mimochodem:

- Gabryś, zgódź się! 
- Gabryś, zmień się! 
- Gabryś, żeń się!

Poczucie humoru Woroszylskiego mnie zdumiewa. Zawsze jestem pod wrażeniem, gdy ktoś potrafi zdobyć się na dystans, stworzyć sobie inny świat (na przykład świat z wierszy dla dzieci), ukryć się przed złem, cierpieniem, trudem. Zachować siebie. Wyobrażam sobie, że potrzeba tworzenia literatury jest większa. Że przerasta ciemność otaczającej rzeczywistości. Jest jak źródło wody, które musi przebić się spod ziemi.

Wiersz o rozkapryszonym Gabrysiu jest przewrotny. Niech Wam się nie wydaje, że – mając w domu „rozkapryszonego dzieciaka”, kupicie mu książeczkę o Gabrysiu i naprawicie sobie potomka. Raczej ukręcicie bicz na siebie. Jeśli bowiem dobrze przeczytacie ten tekst, zobaczycie, że rzekome rozkapryszenie malucha to efekt nadskakujących dorosłych. „Może byś chciał bułeczkę, a może serek, a może soczek”… - słychać czasem (szczególnie od babć) na placu zabaw. Dziecko mówi, że nie chce (no ileż można jeść?!). I wtedy babcia komentuje: „ale z niego niejadek, nic mu nie smakuje, ciągle grymasi”… też bym grymasiła, gdyby ktoś ciągle mi przerywał zabawę i nadskakiwał z jedzeniem. Fragment „Gabryś, żeń się” mnie rozłożył na łopatki… jak te komentarze z życia wzięte, jak prawdziwe…


Są jeszcze obrazy. Tomaszewski miesza tu style. Raz mamy piękny rysunek automobilu, potem „mazy” czarnym pędzlem/mazakiem, podkoloryzowane zdjęcia jakby z Warhola. Ta różnorodność jednak nie daje wrażenia przypadkowości, że coś nam się tu ogromnie gryzie. Raczej zachęca do skupienia uwagi, do przyjrzenia się szczegółom, w końcu też oddaje charakter wiersza – skoro Gabryś rozkapryszony, to i ilustracje takie jakieś niezdecydowane:) Więcej ilustracji na blogu 1x365


Możesz kupić tutaj: Gabryś, nie kapryś 

Ilustracje: Henryk Tomaszewski
Wydawnictwo: Dwie Siostry 
Wymiary: 190 x 210
Oprawa: twarda
Rok wydania: 2013
 ISBN: 9788360850930

Komentarze

  1. Dziś do nas dotarł Gabryś wygrany w konkursie i gdy przeczytałam u Ciebie o tym komunizmie, o tym dnie drugim,to też się zdumiałam, bo wcale a wcale bym nie pomyślała, bo o czym innym jest dla mnie ten wiersz. Ale geniusz tego króciutkiego tekściku - i to w jakiej oprawie! - zdumiewa mnie nie mniej.
    Świetności!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem ciekawa, o czym on jest dla Ciebie:) Gratulujemy pięknej wygranej!

      Usuń
  2. baaardzo mi się podoba Twoja interpretacja, lubię rozpatrywać wiersz/powieść w szerszym kontekście :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz