O tym, jak się czyta w rodzinie wielodzietnej

Jakiś czas temu pisałam, że czytanie w rodzinie wielodzietnej (a póki co mamy czworo dzieci) jest nieco utrudnione, bo różny wiek to i różne potrzeby. Ale dziś muszę zrewidować nieco swój sąd. Ciut mi dzieci podrosły i efekty czytania dzieciom widać dziś jak na dłoni.

Zacznę od Marty. Wkrótce skończy dziewięć lat. Jest w drugiej klasie i czyta namiętnie. Nieraz narzekam w rodzinie, że ileż można czytać - sic! Niektórzy się ze mnie śmieją, co ja też wygaduję, ale Marta naprawdę czyta i czyta, i czyta. Kiedy wołam na obiad, słyszę: "Tylko skończę ten rozdział", kiedy mówię, żeby w końcu posprzątała ubrania w swoim pokoju, odpowiada, że przecież teraz czyta. I nigdy bym siebie o to nie posądziła, ale bywam wściekła na to jej czytanie. Marta czyta po przebudzeniu, w drodze samochodem do szkoły (to ok. 30 minut), na świetlicy i w każdej innej wolnej - wg jej mniemania - chwili.

Ale są też plusy tego, że czyta. Bo czyta też dwuletniej siostrze na dobranoc:) Słodko to wygląda, kiedy Mysia gramoli się do jej łóżka, a Marta czuje, że to taka ważna chwila, że robić coś niesamowicie istotnego. Ponieważ dziewczyny mają wspólny pokój, Maryśka podpatruje i naśladuje Martę. Dotyczy to także czytania. Więc co robi Mysia po przebudzeniu? Otwiera swój plecaczek, wyjmuje z niego kolekcję książek o Kreciku, które niedawno przyszły do nas od Bajki i leżąc, "czyta". Książki mają poręczny format i kartonowe strony, więc sprawdzają się jako pierwsze czytanki idealnie. Już wiadomo, że seria o Kreciku jest jej!




Największym zaskoczeniem dla mnie jest Janek - lat dopiero co skończone siedem. W tym roku rozpoczął pierwszą klasę. W naszym wspólnym czytaniu uczestniczył zawsze i chętnie, choć gdy go podpytywałam o przeczytaną treść, nigdy nie potrafił odpowiedzieć. Nauka czytania nie przyszła zbyt gładko. Zresztą nadal składa litery, czasem sylaby... Raczej się przez tekst z uporem przedziera niż czyta. W każdym razie nie był nigdy zbyt chętny, by czytać przy nas. Chyba w okresie ferii pokazałam mu książkę "Wyprawa na biegun" z serii Czytam sobie. Zmotywowałam go dyplomem i naklejką. Chyba poczuł też jakiś rodzaj męskiej przygody i jeszcze to, że jak sie zaprze, to da radę. I oczywiście dał radę, bo ta seria została stworzona po to, żeby dziecko miało tylko i wyłącznie poczucie sukcesu czytelniczego. Od tego momentu sam wyszukuje sobie książek z tej serii i czyta bez mojego udziału. Wypożyczyliśmy z biblioteki kilka egzemplarzy z poziomu pierwszego. Naklejki-nagrody za czytanie wklejam do jego agendy (coś w rodzaju dzienniczka ucznia), żeby wychowawca też mógł go pochwalić. Janek też czyta wszędzie - w łóżku, w samochodzie... Potrafi też opowiedzieć mi, o czym była historia. Naprawdę miło na to patrzeć:)


Jestem w czytaniu prawie bezrobotna!!!
Pozostaje Franek - lat cztery. Indywidualista. Jeśli czytać, to tylko jemu, bez konkurencji. Na razie stanowi dla mnie jeszcze wielką czytelniczą niewiadomą.

Komentarze

  1. Krecika uwielbiamy. Mamy kilka pozycji prosto z Czech.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tych tekst przygotowała Małgorzata Strzałkowska.

      Usuń
  2. Zaczytana rodzinka:) Mnie zawsze cieszy widok czytających dzieci. Mam w domu dwie czytelniczki - dwunastoletnia czyta podobnie jak Twoja dziewięciolatka - wszędzie i, choć od dawna czyta samodzielnie, to wciąż wybieramy książki, które chcemy przeczytać wspólnie (obecnie czytam na głos "Zosię z ulicy Kociej. Na wycieczce" Tyszki). Czterolatka spaceruje po domu z książkami, zabiera je do przedszkola, uważnie słucha, więc podejrzewam, że pójdzie w ślady starszej siostry:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam rodziców, którzy zaszczepiają w swoich dzieciach miłość do literatury! Ja jeszcze swojego maluszka nie mam, ale będę czytać mu już w brzuchu. Za to swoje uwielbienie dla książek przekazałam mojemu bratu (młodszemu aż o 16 lat, więc w zasadzie mógłby być moim synem :P), który płynnie czyta od 5 roku życia - jestem dumna z niego dumna. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniałe dzieciaki:) Fajnie, że od małego mają taką czytelniczą pasję:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale piękny post. Przyjemnie się czyta. Natomiast Kreciki z Bajki są urocze!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja wierzę w potęgę rodzinnego czytania "od początku". Widzę jej piękne efekty u siebie (co prawda tylko dwoje dzieci,ale to zawsze coś). :-) Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  7. I nawet trudno sobie wyobrazić, że mogliby nie czytać, prawda? U nas też czworo... STARSZY (13) czyta, choć ostatnio głównie komiksy (dojrzewa STARSZY i z koncentracją jest na bakier), MŁODSZY (7.5) i NAJMŁODSZA (6) to właściwie jedno czytelnicze ciało/ucho: samodzielne lektury sprawiają im dużo problemu, ale czytać sobie każą co i rusz. KROPKA (1,5) ma swoje ulubione książki i podśpiewuje/recytuje je pod nosem (Lalo, Babo i Binta i Zakamarkowe, Jadą misie Muchomora). I ja dużo czytam! Sobie czytam. W pamięci do dziś mam obraz mojej mamy, która nad ranem siedzi z książką na kanapie. Czyta Ronję, bo w telewizji przedpołudniem wyemitują film... I w takim domu, pełnym książek, czytelników i czytaczy nie sposób chyba nie wyrosnąć na dużego, wyrobionego, świadomego czytelnika. Ale co ja Ci będę... Przecież Ty to wiesz! ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem, jak to jest ze starszymi dziećmi, które lubią czytać, wiem, że małe pożeracze książek są rozczulające i ciągle budzą we mnie zachwyt:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz