Sylvia Heinlein „Różowe środy albo podróż z ciotką Huldą”



Nie wierzę w przypadki. Dlatego bardzo się wzruszyłam, kiedy na początku sierpnia mąż przywiózł mi do szpitala przesyłkę od Dwóch Sióstr, a w niej „Różowe środy”. Pomyślałam, że Bóg uśmiecha się do mnie w ten sposób. Do mnie, która właśnie urodziła dziecko z zespołem Downa…


Kiedy rodzisz niepełnosprawne dziecko, patrzysz wstecz. Przed oczami stają ci wszystkie osoby upośledzone, z którymi kiedykolwiek miałaś okazję być. Robisz sobie rachunek sumienia z myślenia o niepełnosprawności, o umysłowym upośledzeniu. Ja byłam zdumiona, jak życie przygotowywało mnie na przyjęcie chorego syna. Te wszystkie fakty, które pozwalają mi dzisiaj być spokojnym i zadowolonym, pewnym tego, że nie spotkało mnie nieszczęście…



„Różowe środy” oswajają z tematem i otwierają oczy. Mnie zaskakuje, że autorka nie tylko oswaja nas z niepełnosprawnością, ale że pomaga zobaczyć nasz egoizm codzienny, pokazuje maski, które z lubością nosimy, a które nas niszczą. Marquez napisał kiedyś, że „żaden wariat nie jest wariatem, jeśli przyjmie się jego racje”. Można by parafrazować jego słowa – upośledzony też ma swoje racje, jeśli próbować je przyjąć – jego świat staje się dla nas logiczny. Doskonała jest scena , kiedy matka głównej bohaterki dziewczynki, Sary urządza małe przyjęcie z okazji swoich urodzin. Zaprasza oczywiście swoją siostrę, upośledzoną Huldę. Ta najpierw czyta wiersz o puszczaniu bąków i o tym, że jej wspaniała siostra Liana oczywiście tego nie robi. Towarzystwo jest uprzejmie skonsternowane, a ojciec próbuje ustawić rzeczywistość szepcząc sąsiadowi do ucha, że Hulda to taki rodzinny pluszak. A kiedy Liana podaje w pośpiechu kawalątki ciasta na gustownych talerzyczkach, Hulda mówi jak jest: „Ale te kawałki są bardzo małe. (…) Możesz spokojnie kroić trochę większe, takimi nikt się nie naje”. Gdybyśmy byli tak prości i szczerzy jak „opóźniona w rozwoju” Hulda, nie musielibyśmy się wiecznie spinać i bać, że ktoś nas zdemaskuje, że ktoś odkryje nasze braki. Więc się maskujemy, lukrujemy nasze życie i na końcu nie zostaje nam nic, jak na ten cukier zwymiotować. Ale też Heinlein ma wiele miłosierdzia dla swoich bohaterów. Matka Sary, która jest ułożona do przesady, która nikogo nie słucha i układa życie innych tak, aby było dla niej samej wygodnie, zostaje usprawiedliwiona przeszłością.

Sylvia Heinlein świetnie portretuje swoich bohaterów – każdy z nich to osobna historia warta przyjrzeniu się. Historia małej Sary pokazuje naszym dzieciom, jak wzbudzić w sobie odwagę do bycia sobą. Sama Hulda pomaga nam zobaczyć osoby upośledzone nowymi oczami. Jest jeszcze historia Pestki – dziewczyny, która nigdy się nie uśmiecha, i Kalego, który zgubił się w swoim życiu, i Szczura, który widzi wszystko inaczej. Zachęca ta książka do pochylenia się z refleksją nad własnym życiem. Brzmi poważnie? Bardzo dobrze. Choć nasze dzieci pewnie zatrzymają się na historii wielkiej ucieczki z domu, która okazuje się dość niebezpieczna, bo przecież nieodpowiedzialna.


„Różowe środy” więc są jedną z tych książek, wobec których nie pozostaje się obojętnym, które zapadają w pamięć i które mogą cię kiedyś uratować, sprawić, że będziesz umiał akceptować w swoim życiu to, czego dziś wydaje ci się, że absolutnie przyjąć nie jesteś w stanie.



PS
Może czasem uda się coś napisać:)

Ilustrowała: Anke Kuhl
Tłumaczyła: Tomasz Ososiński
Oprawa: Twarda
Ilość stron: 148
Rok wydania: 2015
Wydawnictwo: Dwie Siostry 
ISBN: 9788363696115

Komentarze

  1. Fajnie, że czasem uda się coś napisać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tęskni mi się do tego pisania. Myśli wiele, a czasu by je gdzieś przelać wciąż za mało...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam tylko 3 i nie zawsze ogarniam rzeczywistość więc Ty przy 6 (dobrze doczytałam? ) i do tego maluch, na pewno masz większe problemy ;)

      Usuń
  3. Strasznie się zaniepokoiłam kiedy na pierwszym zdjęciu jakie zamieściłaś miał te rurki podoczepiane. Sama jestem wcześniakiem i trochę emocjonalnie reaguję na takie rzeczy. Więc to zdjęcie tutaj mnie naprawdę ucieszyło bo twój synek (Antoś, tak?) wygląda na takiego zaciekawionego i zadowolonego aż ciepło się robi.
    A książka z opisu wygląda naprawdę ciekawie, muszę kupić córce. Ma kuzynkę z widoczną niepełnosprawnością i rozbroiła mnie kiedyś, kiedy widząc plakietkę na szybie samochodu wysłuchała wyjaśnienia i zapytała osłupiała "ale jak to! Przeciez Nelle wcale nie jest niepełnosprawna!! Nelle to Nelle!" Zaprawdę powiadam wam, dzieci widzą siłę w środku o wiele bardziej niż ograniczenia na zewnątrz. Mam nadzieję że książka jej pomoże wytrwać w tym duchu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Antek miał dużo swoich przejść szpitalnych. Jeszcze trudniejsze przed nim. Cieszymy się, że jest z nami już 3 miesiące. Miało go niby nie być...

      Usuń
    2. Buziaczki dla ślicznego Antośka i niech mu się jak najszybciej szpitalne historie zakończą.

      Usuń
  4. Moje młodsze dziecko trafiło - mając lat 4,5 - do grupy integracyjnej. Cieszyłam się, choć też trochę bałam. Dziś uważam, że bardzo dobrze się stało. Z podziwem obserwuję funkcjonowanie grupy. To z jaką naturalną sympatią i życzliwością dzieci do siebie podchodzą. Jak sobie pomagają nawzajem, jak się uzupełniają widząc słabe i mocne strony kolegów. Nawet opiekunki przyznają, że grupy, która tak naturalnie by się zgrała jeszcze nie widziały. Jak przypuszczają to dzięki temu, że dzieci spotkały się z niepełnosprawnościa bardzo wcześnie, kiedy ich myślenie nie było jeszcze spaczone przez środowisko. Myślę więc, że takie lektury powinno się serwować dorosłym, bo dzieci mają w sobie więcej miłości, wyrozumiałości i życzliwości niż jesteśmy sobie w stanie wyobrazić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Młodsze dzieci faktycznie nie robią różnic. Dopiero mój 7-letni syn zaczął zauważać coś innego w Antku i pytał: "a czy on zawsze będzie miał takie oczy", "a dlaczego on ma stale wyciągnięty język". Fajnie, że pyta, bo można mądrze i spokojnie wytłumaczyć.

      Usuń
    2. A z kolei 9-letnia córka, która pierwsza się dorwała do książki,od razu rozpoznała w Huldzie chorobę Antka. Też chodziła do grupy integracyjnej i miała kontakt z dziećmi z zespołem, więc myślę, że stąd wiedziała. Myślę, że tak jak książkowa Sara nauczyła się akceptować i Rozumieć (!) inność człowieka niepełnosprawnego.

      Usuń
  5. Uściski za tę recenzję. Książka bardzo (i pozytywnie) dotyka dorosłych, którym polecam ją przeczytać przed dziećmi. Uśmiechy i pozdrowienia dla nowego Czytelnika!

    OdpowiedzUsuń
  6. To musi być piękna książka... a Twoja córcia jest prześliczna! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Książkę wpisuję na listę zakupową. Wydaje mi się bardzo wartościowa. Zgrywa mi się idealnie z coroczną przedświąteczną akcję Robótka http://jestrobotka.blogspot.de/ Połączenie tej książki z pprzygotowywaniem upominków dla mieszkańców DPS może być wspaniałą lekcją tolerancji dla dzieci:)
    Gratuluję Maluszków i życzę zdrówka Antosiowi!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Dawno tu nie byłam, nie wiedziałam więc, że dołączył do was nowy człowiek. Trzymam kciuki za zdrowie Antoniego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Zorro, dołączyło ich aż dwóch:) Dzięki za kciuki:)

      Usuń
    2. Dwóch!? Oooooo! To tym bardziej. Jeden ma na imię Antoni, a drugi?

      Usuń
    3. Józef:) Na zdjęciu chyba dwa posty niżej:)

      Usuń

Prześlij komentarz