Zakochałam się we Florce. Ma piękne, duże oczy i wszystkiemu się tak ślicznie dziwi. Na przykład temu, że ktoś jej ukradł jezioro, które tata nazywa kałużą. Florka, jak na małą kobietkę przystało, potrafi się też nieźle zezłościć. Kiedy potworny bałagan porywa jej kotka Rysia, ta tak tupie nogą, że „głupi bałagan uciekł, gdzie pieprz rośnie”. Nie ja jedna uległam urokowi tej małej ryjówki. Marta porzuciła książeczkę z Noddym, gdy zobaczyła okładkę z uroczym pyszczkiem Florki.
Bohaterka notuje wydarzenia ze swojego życia w zeszyciku, który dostała od taty. Choć w pamiętniku zarejestrowała cały rok, tak naprawdę jej przygód jest zaledwie kilka. Szczegółowo za to rozpisanych. Dowiadujemy się, że to sympatyczne stworzonko nie ma żadnej koleżanki, bo trochę boi się podejść do koszatniczek, by się z nimi zaprzyjaźnić. Nie potrafi zrozumieć, kto ukradł rodzicom czas, którego nie mogą dla niej wygospodarować. Patrzy, jak rośnie fasolka i chce zbierać skarby do pudełka po cukierkach. To panienka niezwykle spokojna, czasem rozmarzona i bardzo poważnie podchodząca do wszystkich spraw. Obserwacjom towarzyszy oswajanie strachu, nauka świata i praw, które nim rządzą.
Kiedy mowa o tej książeczce, nie sposób nie wspomnieć o ilustracjach Jony Jung. Są wyraziste, zabawne, dziecięce. Z rysunku ryjówki trochę przypominają muminki:) To ilustracje w pierwszej chwili zjednują czytelnika – czego przykładem stała się moja latorośl.
Teraz musimy zdobyć Florki listy do Józefiny :)
Komentarze
Prześlij komentarz