Nie odkryję dziś Ameryki, gdy powiem, że książka daje tę wyjątkową możliwość podróżowania i przyglądania się innym kulturom, krajom bez wychodzenia z domu, w kapciach na nogach, siedząc w ulubionym fotelu. Ja zawsze po takich lekturowych wojażach czuję z jednej strony pragnienie, aby taką Szwecję czy Japonię jednak obejrzeć na własne oczy, z drugiej zaś cieszę się ogromnie, że ktoś zechciał mi pokazać inny świat, wykorzystując moją wyobraźnię. Zastanawiam się, jak egzotyczne książki odbierają dzieci – czy dla nich to jednak jest też wyczuwalnie inne, czy zwyczajnie liczy się historia?
Z wielką przyjemnością, powoli czytałam Tatsu Taro, syn smoka, próbując wiele razy poczuć smak jaglanych dango, zobaczyć rozległe pola ryżowe, dotknąć łusek smoka, usłyszeć jak na fujarce gra Aya. W niespieszności i tym smakowaniu lektury pomagały mi cudowne, proste, acz zdecydowanie naznaczone japońską kulturą ilustracje Piotra Fąfrowicza oraz nieco archaiczny język opowieści (świetny przekład Zbigniewa Kiersnowskiego), pełen słów w ich oryginalnym brzmieniu, nieprzetłumaczonych – jak tangu, akebi, shikiri czy uwate-nage – ale jednak na marginesach wyjaśnionych. Zanurzyłam się więc w opowieść Miyoko, zachwycona odmiennością.
Matsutani przedstawia historię leniwego chłopca, Tatsu Taro, co znaczy „syn smoka”. Mieszka on u babki i czas spędza na zabawie, kiedy ta ciężko pracuje na nieurodzajnej ziemi, by zebrać choć ziarnko i wyżywić wnuka. Pewnego razu babka mocno się poturbowała przy robocie i dlatego, niepewna dnia swego odejścia, postanowiła wyjawić Tatsu Taro prawdę o jego matce. Przemieniła się ona kiedyś w smoka i odeszła daleko hen. Chłopak postanawia ją odnaleźć, wprzódy ratując swą przyjaciółkę Ayę z rąk Czerwonego Diabła. Liczne przygody na drodze do celu uczą małego Tatsu życia – dbania o innych, ciężkiej pracy, wartości przyjaźni.
Japońska baśń została skonstruowana dość klasycznie – bohater przemierza świat i właśnie ta droga pozwala mu dojrzeć, stać się silnym i mądrym. Jednocześnie też wszelkie uczynione dobro spotyka się z nagrodą, odwdzięczeniem w najmniej oczekiwanym momencie. Tatstu Taro wychodzi więc często z opresji nie tyle dzięki sprytowi (choć ten też okazuje się istotny), co dzięki pomocy przyjaciół, których zdobył sobie po drodze. Dlatego gdy czytamy tę książkę, odnosimy wrażenie, że fabułę już dobrze znamy.
Tatsu Taro, syn smoka został wydany z dbałością o najdrobniejsze szczegóły, począwszy od wyboru rodzaju papieru, przez oryginalne, stylizowane na zapis japoński, podtytuły, po numerację stron.
Oko się cieszy, dusza raduje i coś nie chce wypuścić książki z ręki.
Możesz kupić tutaj: Tatsu Taro, syn smoka
Ilustracje: Piotr Fąfrowicz
Oprawa: Twarda
Ilość stron: 120
Rok wydania: 2010
Wydawnictwo: Media Rodzina
Wymiary: 18.5x24.0cm
ISBN: 9788372783752
Tłumaczenie: Zbigniew Kiersnowski
Przecudne ilustracje. :)
OdpowiedzUsuńA recenzja równie przyjemna.
Pozdrawiam,
Antonina
Świetne i lustracje i w ogóle przyjemnie się czytało twoją recenzję ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa:)
OdpowiedzUsuńLeniwy chłopiec i podróż która uczy go wartości pracy? Kojarzy mi się to z naszą polską baśnią "Gucio zaczarowany". Teraz jestem ciekawa obu tych książek, aczkolwiek w przypadku "Gucia" zastanawiam się czy nowe wydanie z ilustracjami Butenki to dobry pomysł. Tzn. jestem jak najbardziej za wznowieniem, ale czy ilustracje Butenki pasują do klimatu opowieści?
OdpowiedzUsuńCzytałaś już kiedyś "Gucia"?
Kupiłam tę ksiązkę,przeczytałam synowi i oboje zachwyciliśmy się historią, ilustracjami.Przepiękna opowieść ,szczególnie dla chłopców...tak myślę!
OdpowiedzUsuń