Kilkakrotnie ostatnio zdarzyło mi się westchnąć za poezją dziecięcą. Przyznaję, że do czytania wybieramy głównie bajki i opowiadania. Sama nie wiem dlaczego… czy to kwestia obawy przed właściwym zaprezentowaniem dziecku poezji (intonacja, akcent), czy może raczej problem nikłej oferty wydawniczej? Pewnie obu naraz. No cóż, przynajmniej wiem, co zaniedbałam. Ale kogo tu czytać? Klasycy – Tuwim, Brzechwa, Wawiłow, Kern… - oczywiście! Ale może ktoś młodszy? Jakieś nowe, gorące nazwiska? Na pewno Małgorzata Strzałkowska. Na pewno Natalia Usenko. I z całą pewnością Agnieszka Frączek.
Nową książkę poetycką tej ostatniej autorki możemy właśnie czytać. Znajdziemy tu dziewiętnaście wierszy – żartów słownych, połamańców językowych czy - jak kto woli - fikołków lingwistycznych. Kiedy je czytam, mam wrażenie, że duch Brzechwy i Tuwima nadal jest żywy, że są następcy. I choć młodsi kroczą swoją drogą, mają własną koncepcję poezji dziecięcej, łączy ich z poprzednikami doskonałe wyczucie słowa i rymu.
Czy pietruszki
mają różki?
Te zwyczajne raczej rzadko
- wolą komitywę z natką.
Ale zdarza się w przyrodzie
(chociaż może nie na co dzień),
że warzywa noszą różki.
I to właśnie są pietróżki.
Utwory Frączek opierają się na kalamburach. Poetka tworzy neologizmy, które gdzieś u źródła czerpią z dziecięcych błędów językowych. Oto mamy dinożarła, uforudka, kotostrofę czy michomory. Zamiana jednej litery bądź jej dodanie powoduje, że słowa nabierają nowych znaczeń, że wyłaniają się zza nich niestworzone opowieści. Moja ulubiona (zaraz po Pietróżkach) to ta o Bykini, czyli historia o pewnym byku, który chciał zawrócić krowie w głowie, dlatego za namową muchy stroi się w portki lilaróż i marynarkę w kratkę.
Krowie spodobał się strój.
Rzekła słodko: - Byczku mój!
Eleganckie masz BYKINI!
Ot, znawczyni…
Ta zabawa ze słowem to dla dziecka wyjątkowa frajda, ale też i przy okazji nauka. Bo przecież rym wymaga koncentracji, ale jednocześnie też budzi wrażliwość słuchacza, wyczulenie na język. U Frączek rym pada na nowe słowa, które stanowią też puenty utworów czy swoistą zagadkę, zabawkę. Poetka w swej roli kreatora słów schodzi do poziomu dziecka. I nie, nie jest to przygana. To komplement. Bo Frączek bawi się w bajanie, ucieka w fantazję, totalnie zapomina o rzeczywistości, regułach i zasadach. Sadzi byki aż miło. Puszcza do dziecięcego czytelnika oko, pewna tego, że ono doskonale zrozumie, o co w tym wszystkim chodzi.
Możesz kupić tu: Wilga
Ilustracje: Maciej Szymanowicz
Oprawa: twarda
Ilość stron: 32
Rok wydania: 2010
Wydawnictwo: Wilga
Wymiary: 21 x 26 cm
ISBN: 978-83-259-0229-2
Pani Strzalkowska jest rewelacyjna ale Natalia Usenko nigdy nnie przekonala do siebie ani mnie, ani moich dzieci.Kochamy pania Dorote Gellner. Wspaniale pisze rymowane bajeczki i takie smieszne. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa Dorotę Gellner zaliczam już w poczet klasyków.. (mam takie kryterium: poeci piszący już za czasów mojego dzieciństwa, to klasycy). Ale szczerze mówiąc, trzeba by się przyjrzeć datom urodzin:)
OdpowiedzUsuńpewnie Jagnie się spodoba, lubi bardzo rymowanki :)
OdpowiedzUsuńMagdaleno, pewnie sama dla niej wymyślasz:)
OdpowiedzUsuńjakos nie potrafię ... ale jakbym przysiadła, to kto wie co by powstało :)
OdpowiedzUsuńco do tych zajęć, na które zaczynamy chodzić, to odbywają się moim mieście, w mieszkaniu mojej kuzynki. Postanowiła coś takiego stworzyć. Życzę jej powodzenia i ja na pewno (przynajmniej raz w tygodniu) będę z Jagna chodzić. Chociaż na te zajęcia kreatywne :) a dzisiaj są tańce, też idziemy :)
do naczynie_gliniane: Pani Gellner była kiedyś na spotkaniu w szkole, w której pracuję, sądząc po wyglądzie to zdecydowanie nie jest jeszcze klasyczka :-)
OdpowiedzUsuń