Powieść Kennetha Grahame’a uznawana jest za klasykę literatury dziecięcej. Mimo to nigdy wcześniej o niej nie słyszałam (co świadczy na moją niekorzyść raczej niż książki!). Tym bardziej cieszę się, że trafiła pod mój dach i że dane było mi ją czytać zimową porą. Ociepliła kilka zaśnieżonych wieczorów, wprowadziła niezwykłą atmosferę zadumy i wyciszenia. Choć jest to książka pisana z myślą o dzieciach i dorośli będą ukontentowani. Zawiera bowiem głęboką i ponadczasową mądrość.
Cztery upersonifikowane zwierzątka są głównymi bohaterami tej powieści. Najpierw poznajemy Kreta. Pewnego dnia decyduje on opuścić swe podziemne mieszkanko, aby przeżyć coś niezwykłego. Wkrótce poznaje Szczura, z którym serdecznie się zaprzyjaźnia i u którego postanawia zamieszkać. Szczur to osobnik niezwykle mądry. Zawsze wie, jak się zachować, co zrobić i gdzie pójść. Doskonale też potrafi zrozumieć potrzeby drugiego i choć czasem jest zbyt pochłonięty pilnymi sprawami, umie na czas się ocknąć i dopomóc przyjacielowi albo sprawić mu przyjemność. Kret z kolei ma pełne zaufanie do przyjaciela. Choć czasem gna go ku przygodzie i jakiś zew w nim się odzywa, potrafi zrezygnować z własnych pragnień tylko dlatego, że Szczur uznał, iż to nie czas ani miejsce. Jest jeszcze, zamieszkujący Puszczę, Borsuk. To zwierzątko nieco zamknięte w sobie, które jednak budzi respekt innych, a czasem nawet przerażenie. Bywa, że rodzice straszą swe krnąbrne dzieci starym Borsukiem. Całkiem niesłusznie, bo ten ma wyjątkowo dobre serce. Najciekawszą postacią, bo nakręcającą spiralę akcji, okazuje się Ropuch. Bogaty ziemianin żyje w zgodzie z własnymi pragnieniami. Robi to, czego zapragnie – kupuje więc drogie samochody, aby po chwili roztrzaskać je w drobny mak. Posuwa się nawet do kradzieży auta, za co trafia do więzienia na 20 lat. Ropuch jest zadufany w sobie i pyszny. Skórę jednak (a przede wszystkim majątek) ratują mu oddani przyjaciele – Kret, Szczur i Borsuk.
Opowieść Kennetha Grahame’a jest niezwykle ciepła. Ten nastrój budują postaci, które żyją w zgodzie z naturą, wartościami i sobą nawzajem. Kret, Szczur czy Borsuk to zwierzątka niezwykle dystyngowane i prostolinijne. Ich przygody przerywane są opisami spożywanych posiłków, ale i otaczającego je świata. W trakcie lektury zdałam sobie sprawę, że dziś tak już się dla dzieci nie pisze. Kto by marnował czas i linijki tekstu na takie opisy (opis sypiącego w puszczy śniegu; wyjrzyjcie przez okno przynajmniej raz w trakcie czytania poniższego cytatu:)):
Kret stanął obok Szczura i wyjrzał. Zobaczył, że Puszcza, która go tak przerażała, przybrała zupełnie inny wygląd. Nory, jamy, kałuże, wilcze doły i inne rzeczy, ponure a groźne dla wędrowca, znikały szybko; na wszystkim rozpościerał się dywan z bajki, lśniący a delikatny, rzekłbyś, stworzony nie po to, aby go deptać szorstkimi łapkami. Drobny pył unosił się w powietrzu i łaskotliwie pieścił policzki, a blask, który zdawał się jaśnieć od dołu, oświetlał czarne pnie drzew.
Mnie absolutnie zauroczył rozdział Głos piszczałki o świcie. Zupełnie odrealniony, osobny, nawet poniekąd niepasujący do reszty, a przede wszystkim metafizyczny. Kiedy Kret i Szczur wypływają ku śluzie na poszukiwanie małej Wydry, spotykają tam Pana Zwierząt, a ten gra na piszczałce muzykę, w której są też łagodzące wszystko słowa:
Niech was nie nęka strach, - co zmienia radość w żal – Błysnę potęgą w potrzeby godzinie, - lecz pamięć o niej przeminie.
Zaintrygowała mnie również refleksja Borsuka rzucona mimochodem o ludziach zamieszkujących niegdyś Puszczę. W powieści zwierzęta żyją obok ludzi. Ich światy czasem się ze sobą stykają i jedni w drugich nie dostrzegają niczego dziwnego. Można rzec, że żyją w harmonii, choć raczej w drogę sobie nie wchodzą.
Nie sposób nie wspomnieć tu i o ilustracjach Kingi Paździurkiewicz. Kreskowane, delikatne, czarno-białe dobrze oddają charakter całej powieści. Jest w nich i nostalgia, i staroświeckość, i ciepło, i smutek… Dzięki komentarzowi Snoopy'ego wiem, że do angielskiej wersji ilustracje przygotował E.H. Shepard, ten sam, który stworzył wizerunek Kubusia Puchatka. Jego wersję możecie podejrzeć tutaj. Paździurkiewicz nawiązuje do tej wizji postaci i świata, odświeżając nieco wizerunek zwierzątek.
Tak po prostu cieszę się, że tę książkę napisano i że mogłam ją przeczytać. Bo coś ważnego by mnie ominęło, gdybym nie wsłuchała się w to, O czym szumią wierzby.
Fragment do przeczytania (i podejrzenia) tutaj .
Możesz kupić tutaj:O czym szumią wierzby
Ilustracje: Kinga Paździurkiewicz
Oprawa: twarda
Ilość stron: 248
Rok wydania: 2010
Wydawnictwo: Skrzat
Wymiary: 156x240 mm
ISBN: 978-83-7437-555-9
Jako dziecko miałem problem z tą książką. Bohaterów poznałem za sprawą (genialnego skądinąd) serialu lalkowego BBC, który jednak był trudny dla dzieci (realistyczne, niezbyt ładne kukiełki, brutalność i groza). Potem kilka razy próbowałem przeczytać książkę, ale jakoś zawsze się zniechęcałem - ilustracje też tu specjalnie nie pomagały (to było "zielone" wydanie Naszej Księgarni z 1982 r.). Zdołałem ją przeczytać, gdy byłem już starszy i "dorwałem" wydanie z oryginalnymi ilustracjami E. H. Sheparda (tego od "Kubusia Puchatka"). Dopiero wtedy doceniłem tę świetną książkę. Ciekawy jestem ilustracji wydania, które opisujesz. Muszę poszukać w księgarni.
OdpowiedzUsuńJa z kolei jestem ciekawa tych ilustracji Sheparda.
OdpowiedzUsuńPróbkę tych ilustracji możesz obejrzeć np. tutaj: http://bibliodyssey.blogspot.com/2009/07/wind-in-willows.html
OdpowiedzUsuńDzięki, Snoopy. Dopisałam w tekście posta o inspiracji KP Shepardem.
OdpowiedzUsuń