Okładka książki Delphine Durand Mój dom absolutnie nie zapowiada tego, co w środku. Jej zadaniem jest raczej uśpić czujność. Bo oto mały, niepozorny domek na tle żółtej pustyni. Sugeruje opowieść sentymentalną, ciepłą i wzruszającą. Podobnie zresztą jak kolory tej okładki – są może i żywe, ale jednak ciepłe. Niczym niezmącony spokój czytelnika, który otwiera na pierwszej stronie, przekonany, że zaraz odda się równie ciepłej, jak ilustracja okładkowa, lekturze, zostaje w momencie nadszarpnięty. Powiem więcej, czytelnik ma dostać oczopląsów od tego, co staje przed jego oczami. Ze spokoju wpada w nastrój zgoła odmienny – czuje się nawet troszkę przerażony, jego oczy atakuje setka postaci, jedne olbrzymie, inne mikroskopijnych rozmiarów, każdy coś mówi, każdy zadaje jakieś pytanie… Naprawdę nie wiadomo, co zrobić z oczami i któremu bohaterowi najpierw pomóc, odpowiedzieć, którym się zwyczajnie w pierwszej kolejności zainteresować! I tak następnych kilkanaście stron. Czytelnik wpierw sprawdza, czy aby na pewno każda pagina będzie wymagała od niego tak dużego zaangażowania, czy każda strona będzie go zmuszała do wytężonej pracy oczu i umysłu. W końcu zaczyna „czytać” jeszcze raz, od początku. Tym razem próbuje się dłużej zatrzymać na każdym „piętrze” tego domu-książki. Próbuje obrać jakąś taktykę – zaczyna na ten przykład od lewego górnego rogu i podąża ku dolnemu prawemu. Kiedy dociera do czwartego, piątego piętra czuje się już nieco pewniej. Mało tego, zaczyna mieć przeczucie, że na szczęście nie trafił do domu wariatów, choć niektórzy napotkani bohaterowie z całą pewnością do tego miejsca trafić powinni. Obserwuje problemy niektórych i próbuje pomóc – szuka kota razem z Panem Bławatkiem i buta Mustafy, ma nadzieję, że Potarganiec w końcu się uczesze, czeka co jeszcze strzeli do głowy Kundzi. Koniec końców musi stwierdzić, że nie jest to grzeczny, ułożony domek cioci Kloci. No i koniec końców, na nudnej lekcji historii na przykład bierze nasz czytelnik w dłoń długopis i na marginesie (w lewym górnym rogu) rysuje glucia, i jeszcze jednego. A potem, do towarzystwa, domalowuje bliźniaki Patrynia i Marunia, Berenikę Kiełbasę, Antoniego Kiszkę i Szymona Salcesona. Aż po jakimś czasie pozostaje już tylko miejsce w prawym, dolnym rogu, aby zmieścić tam kogoś malutkiego, na kogo nikt nie zwraca uwagi. I tak powstaje Dom. A lekcja się kończy:)
Możesz kupić tutaj: Mój dom
Oprawa: Twarda
Ilość stron: 44
Rok wydania: 2012
Wydawnictwo: Entliczek
Wymiary: 20.5 x 20.5 cm
ISBN: 9788363156022
Tłumaczenie: Marek Puszczewicz
czy ta książeczka nada się dal niespełna trzylatki?
OdpowiedzUsuńps. zajrzałam dziś pierwszy raz i napewno tu wróce :D
Raczej nie. Jest ogrom szczegółów do rozpracowania i trzylatce będzie to trudno ogarnąć:)
Usuń