Aleksandra Polewska "Wielkie małe kobietki"


Na skutek czytania literatury dziecięcej dorobiłam się pewnego zboczenia. Mianowicie na dzień dobry jestem nastawiona na węszenie. Po okładce, po tytule domyślam się tematu, a przede wszystkim tez, które autor będzie stawiał, propagował, wykładał, wkładał... Mam mocne przekonanie, że nachalny dydaktyzm uprawia się w literaturze dla maluchów do dziś, tyle że cele się nieco zmieniły. Więc tytuł „Wielkie małe kobietki” zapalił w mojej głowie lampkę „feminizm w krótkiej spódniczce”. Że oto Polewska się uparła, by małe dziewczynki wysyłać na manify, by zachęcać je do wywieszania w pokoikach sztandarów z hasłami wyzwoleńczymi. Na szczęście to pewne napięcie, z którym wchodziłam w lekturę, opadało z każdym kolejnym słowem.

Bo w gruncie rzeczy Polewska opowiada o człowieku. I choć na tapetę bierze historie (epizody z życia; czy prawdziwe? – tego nie wiem [próbowałam sprawdzić, potwierdziła się w pewnym stopniu historia o Piaf]) pięciu wielkich (jaką miarą mierzymy tę wielkość?) kobiet (Maria Skłodowska-Curie, Coco Chanel, Agata Christie, Edith Piaf, Audrey Hepburn), tak naprawdę opowiada o słabości, trudach, niedostatkach, cierpieniu, ale też i pasji, zacięciu, uporze, a żeby było ciekawiej – to odwołuje się do losów znanych kobiet.


Mnie najbardziej zafascynowała historia Edith Piaf. Nie tylko dlatego że objawiła się w tej opowieści jeszcze jedna naprawdę wielka kobieta – Teresa z Lisieux. Także dlatego że autorka ten trudny fragment życiorysu opowiada z taką elegancją, tak ciepło, aż chce się wiedzieć więcej. Ale i pozostałe historie czyta się bardzo dobrze.

 Lektura „Wielkich małych kobietek” stawia dorosłemu czytelnikowi kilka pytań. Zaprasza do refleksji. Mnie na przykład zaprosiła do tego, by zastanowić się nad wielkością człowieka i nad sukcesem. Czy mój życiorys można by określić mianem wielkiego? Po ludzku pewnie nie. Czy osiągnęłam jakiś sukces? Po ludzku pewnie nie. A jednak! Może ktoś mi zarzuci megalomanię – uważam, że i moje życie jest wielkie. Skromnie wielkie – by się posłużyć tym oksymoronem:)


Jestem też ciekawa, czy Poklewska wchodzi w jakiś dialog swoją opowieścią z „Małymi kobietkami” Louisy May Alcott. Ponieważ tej drugiej nie czytałam, notuję ją na liście do wypożyczenia przy najbliższej okazji. Być może wtedy uzupełnię jeszcze ten wpis.


Możesz kupić tutaj: Wielkie małe kobietki 

Ilustracje: Ola Krzanowska
Wydawnictwo: Czerwony Konik 
Wymiary: 150 x 200 x 14
Oprawa: twarda
 Ilość stron: 120
Rok wydania: 2012
 ISBN: 9788393393411

Komentarze