Lindgren najczęściej kojarzymy z powieściami, których fabuły mocno zarysowały się w naszej pamięci. Ale pewnie niewielu z nas wie, że ta szwedzka autorka pisała także formy krótsze. Nasza Księgarnia wydała dwa zbiory opowiadań Astrid – Południowa Łąka (ta lektura jeszcze przed nami) oraz Dzielną Kajsę. Ten ostatni zawiera dziesięć utworów.
Być może warto przeczytać sobie te opowiadania samemu nim zacznie się je czytać z dziećmi – choćby po to, żeby przygotować się na rozmowę. Bo historie Lindgren nie są pięknymi opowiastkami, które czyta się dla przyjemności, do poduszki. Jej opowieści drążą, zdumiewają, czasem zasmucają. Każde z opowiadań zawiera element, który „wytrąca z równowagi”. W przypadku tytułowej Kajsy jest to fakt bycia dzieckiem podrzuconym, Evy (Słoneczko) – choroba mamy i bycie wychowywanym przez dwie ciotki, które Evę zwyczajnie wykorzystują, Albina i Stiga – potrzeba bycia lepszym od drugiego, a w konsekwencji połamanie nóg… Najtrudniej jest z Marit! Och, to opowiadanie czyta się ze łkaniem w głosie. To niezauważane przez nikogo dziecko, ta nagła śmierć… i to trudne ostatnie zdanie o dzieciach, które „potem już nie bardzo myślały o Marit”. Przyznam, że gdy czytałam dzieciom (a nie znałam tego opowiadania wcześniej), nie wiedziałam w pewnym momencie, czy kontynuować. Tyle że było już za późno – domagały się poznania historii do końca. Traumy nie było.
Lindgren jest bardzo niepoprawna. Jej dzieci robią rzeczy niebezpieczne, a dorośli bywają okrutni. Czasem jej historie nie pozostawiają suchej nitki na wszystkich dookoła. Ale autorka też wiele razy puszcza do czytelnika oko, polewa te rozpalone ogniska krytyki wodą poczucia humoru i już!
Możesz kupić tutaj: Dzielna Kajsa
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Wymiary: 118 x 180 x 30
Oprawa: twarda
Ilość stron: 139
Rok wydania: 2008
ISBN: 9788310115485
Czytałam ostatnio tę książeczkę :)
OdpowiedzUsuńCzytałam także nowomodne książki szwedzkie - "Małe książki o...". Recenzowałam je na Lubimy czytać.
Daleko im do książek Astrid Lindgren. Zarówno pod względem treści, jak i grafiki.
I zgadzam się. Lindgren jest niepoprawna. Lotta z ulicy Awanturników ma mamę, która nie pracuje, tylko zajmuje się małą Lottą. Opowiadanie to mnie urzekło. Ciekawe, czy dzisiaj to opowiadanie przeszłoby przez cenzurę.
OdpowiedzUsuńCiekawe, co stałoby się z Lottą, gdyby jej sąsiadką była pani P. Stalfelt (autorka "Małych książek o...").
A ja myślę że Lindgren jest przede wszystkim prawdziwa! I chyba za to dzieci ( i dorośli też) ją kochają. mój syn uwielbia Emila:)
OdpowiedzUsuńI ja w zasadzie niedawno poznałam Lindgren z innej strony, czytając książki o przygodach detektywa Lundkvista
OdpowiedzUsuńLindgren lubię właśnie za tą zwyczajność, nie wymyślanie na siłę, pisanie o codzienności bo przecież takie zwykłe życie jest najciekawsze. Pewnie dlatego moja córka czyta "Dzieci z Bullerbyn" regularnie odkąd nauczyła się czytać.
OdpowiedzUsuńPipi pewnie jest niepoprawna, nie słucha nikogo itd ale może takich lektur trzeba dzieciom - marzycielskich.
Czytałam niedawno "Mio, mój Mio" - baśń do entej potęgi, w której zachwyt, przerażenie i smutek są skrajne. Trzeba odwagi, żeby przedstawić dzieciom obraz sieroty, przesiadującego samotnie na ławce w parku i obserwującego z zewnątrz życie szczęśliwych rodzin. Wiara w dzieci procentowała - jako dziecko uwielbiałam jej opowieści i znam wiele dzieci, którym Lindgren nie szkodzi, choć bywa przeraźliwie smutna, łobuzerska i niepoprawna :)
OdpowiedzUsuńMam tu gdzieś na bogu recenzję z "MIo, mój Mio". Piękna książka.
Usuń