Bohaterką Czarownicy... jest Maja, która w wakacje zostaje wywieziona przez tatę do ciabci (cudowne słowo!), bo rodzice muszą się zająć Alicją, młodszą siostrą, która leży w szpitalu. Ciabcia jest wiekowa, a więc nudna. Dla młodych to synonimy. I rzeczywiście na pierwszy rzut oka wszystko u ciabci, nie tylko ona, wydaje się potwornie stare i nieatrakcyjne – czarno-biały telewizor, wyszczerbione kubki, wanna w kuchni pod blatem i frania (czyli rodzaj pralki, którymi jeszcze kilkadziesiąt lat temu babcie radziły sobie jak mogły). Jest jeszcze ogród i strych. Na to wszystko ma Maja swoje od-serialowe komentarze. Wkrótce jednak okazuje się, że świat wokół ciabci jest zupełnie niezwyczajny, jest magiczny. I że Maja musi odkręcić swój własny błąd sprzed dziewięćdziesięciu lat.
Świat przedstawiony pełen jest elementów magicznych – czarownic, ducha, mówiących zwierząt, Zdradliwych Lilii, a także takich elementów jak podróż w czasie czy wywoływanie duchów (seans spirytystyczny w finale). Szczególnie ten ostatni psuje mi radość z tej książki. Czy seans wywoływania duchów to dobry motyw na książkę dla dzieci? Ten sprawny autor doskonale poradziłby sobie z fabułą i bez akcentów o negatywnych konotacjach. Magiczność bowiem autor umieszcza także i poza nimi. Dla mnie – dorosłego czytelnika powieści Szczygielskiego – sztafaż rodem z PRL-u, który swobodnie sobie wypełnia tło akcji, jest właśnie niezwykły. Autor rzuca pojedyncze snopy światła na stare sprzęty, zwyczaje, zaszłości – na stary chlewik przy starej kamienicy, na zjadanie czereśni prosto z drzewa i plucie pestkami (kilkoma naraz), na kręcenie się we dwójkę.
U Szczygielskiego ten zachwyt nad uwolnionym do telewizora dzieciństwem trwa w najlepsze. Przy okazji Czarnego młyna pisałam, że autor „wchodzi w dialog z tęsknotą za dzieciństwem, która jest w każdym z nas. Wychowani na Dzieciach z Bullerbyn, ale i dorastający w przestrzeni miejskiej – wielu z nas odczuwa dyskomfort między tym, czego pragnie, a co miało. Szczygielski pokazuje swoiste anty-Bullerbyn. Sześcioro powieściowych dzieci wychowuje się bowiem w tak zwanym martwym trójkącie, którego ramionami stają się: autostrada, rozlewiska i bagna, linie elektryczne, i którego wierzchołek stanowi spalony przed rokiem kombinat z „ocalałym” Czarnym Młynem straszącym sześcioma żelaznymi ramionami. Nie przeszkadza to jednak dzieciom wylegiwać się na trawie, a przede wszystkim zżyć się ze sobą i wspólnie wchodzić w przygodę. Autor Za niebieskimi drzwiami staje się więc apologetą dzieciństwa spędzonego w zasmrodzonych dymem samochodowym miasteczkach, dzieciństwa pośród murów i blokowisk, obok których wiszą smętne ramiona słupów wysokiego napięcia. Bo Bullerbyn jest w środku, w człowieku. Nie w warunkach zewnętrznych”. Ku tej myśli przychyla się i tym razem. Maja – można rzec – jest zniszczona przez telewizor, mówi dialogami serialowymi i nie rozumie niczego, jeśli nie widziała tego wcześniej na szklanym ekranie. Wystarczy jednak zaledwie krótka chwila, aby wyzwolić w dziewczynce całą jej wyobraźnię, mądrość i empatię.
Możesz kupić tutaj: Czarownica piętro niżej
Ilustracje: Magda Wosik
Wydawnictwo: Bajka
Wymiary: 140 x 210 x 28
Oprawa: twarda
Ilość stron: 306
Rok wydania: 2013
ISBN: 978-83-6182-458-9
Właśnie przyniosłam tę książkę z biblioteki. Z myślą o dziesięcioletniej córce, ale sama również przeczytam:)
OdpowiedzUsuńOdnotowałam tytuły Szczygielskiego, wybieram się do biblioteki.
OdpowiedzUsuńNie czytałem tych książek, czytam jego powieści dla dorosłych. Sądzę, że po nie najlepszych początkach, bardzo się rozwinął - "Bierki" i "Poczet Królowych Polskich" są świetne. Na pewno sięgnę po "Czarownicę". Dziękuję, że mnie zachęciłaś do lektury. :)
OdpowiedzUsuńMi się podoba mam nie dosyt, jestem ciekawa czy następne będą również ciekawe.😀
OdpowiedzUsuń