Kto jeszcze zastanawia się nad prezentem dla swojego syna w wieku szkolnym, może dziś znaleźć doskonałą książkową podpowiedź:)
Mój syn, odkąd zaczął chodzić do szkoły (czyli od września) totalnie zwariował na punkcie piłki nożnej. Objawy szaleństwa pojawiły się już wcześniej. Zaczęło się chyba od mistrzostw, które Polska razem z Ukrainą organizowała, a potem jeszcze podsycił owo wariactwo mój mąż, ucząc kopania i chrzestny kupując genialną, ogrodową bramkę. W szkole (to szkoła męska) WF-u uczy Marek Wleciałowski, trener piłkarski z licencją UEFA Pro, asystent selekcjonera reprezentacji Polski, Waldemara Fornalika. Możecie sobie wyobrazić ten WF. Chłopcy mają bzika na punkcie tych zajęć. Ale nie tylko to! Pewnie i chłopcy w zasięgu Waszego wzroku mają hopla na punkcie kart piłkarskich. Mój syn naciągnął dziadka na album i regularnie naciąga ojca na kolejne zestawy kart (na szczęście za niecałe 4 zeta). Jest dumny ze swojej kolekcji, którą codziennie tacha do szkoły, żeby wymieniać się z kolegami.
Nie wiem, czy Janek dobrze gra, ale chłopcy mówią na niego Messi. To chyba wyróżnienie. Więc Messi jest idolem. Obok Lewandowskiego i Milika. Gdy więc na Mikołaja Janek dostał książkę „Messi. Mały chłopiec, który stał się wielkim piłkarzem” był zachwycony. Podobnie zresztą jak jego szkolni kumple. Tornister syna zyskał kolejny ciężar, który koniecznie trzeba zanosić do szkoły.
Książkę syn czyta z ojcem. Książkę podczytuję ja. Przegląda Marta. Bo ta książka jest zwyczajnie fajnie zrobiona. Podoba mi się pomysł! Autorka nie przegadała kwestii futbolu i życia Messiego. Wie, że pisze głównie dla żądnych informacji chłopców, dlatego jej styl jest oszczędny.
Kiedy chłopcy tak miło sobie strzelali, nadeszła 1/8 finału i mecz z Kolumbią, a w nim spotkanie z najlepszym strzelcem z Campeonato Sudamerico, Rodallegą z Quindio. Zwyciężyła Argentyna 2:1. Pierwszego gola strzelił Leo, drugiego Julio Barroso. Tym razem obyło się bez kartek, kontuzji i ławki rezerwowych. Nasz bohater zagrał cały mecz, na dobre zdobywając zaufanie trenera.
Oczywiście nie cały tekst jest tak oszczędny i tylko na meczach skupiony. Autorka śledzi losy Leo, pokazując, że przecież wiele razy zmagał się z tym, żeby zrealizować marzenie. Że był zbyt niski, że musiał wbijać sobie zastrzyki, żeby rosnąć, że w końcu nie miał kto finansować leczenia, że miał kontuzje, że tęsknił za ojczyzną, że musiał zmagać się z językiem katalońskim, z niechęcią kolegów. Pokazuje jego nieśmiałość, cichość, ale też wybitny talent i samozaparcie. Messi to rzeczywiście świetny idol dla chłopca, który być może boi się zastrzyków u lekarza albo zmaga się z niepowodzeniami szkolnymi. Podoba mi się też pozytywny przekaz dotyczący rodziny i religii.
kolekcja mojego syna:) |
Dużo tu fotografii okraszonych komentarzami, ciekawostek także o Argentynie. Tak dziecko, jak dorosły przegląda tę pozycję z zainteresowaniem. Jest też świetna bibliografia, która zaczyna się od słów: „Żeby wiedzieć, trzeba czytać”.
Książka-hit! – po prostu.
Możesz kupić tutaj: Messi…
Ilustracje: Joanna Rusinek
Wydawnictwo: Egmont
Wymiary: 175 x 245 x 13
Oprawa: Kartonowa Foliowana
Rok wydania: 2014
ISBN: 9788328103689
Super książka! Pożyczyłem ją od kolegi i ekspresowo przeczytałem.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla Janka. Tymek
Ps. Też jestem fanem Messiego
Tymek, w przyszłym roku ma wyjść kolejna część. Tym razem o Ronaldo:) Pozdro:)
OdpowiedzUsuńKupiłam siostrzeńcowi. Ale wcześniej sama przeczytałam. W ukryciu. Dziecię cierpliwością nie grzeszy ;)
OdpowiedzUsuń