Pamiętam z dzieciństwa książkę Brzechwa dzieciom. Przesiadywałam godzinami, wpatrując się w ilustracje. Dziś mam wrażenie, że spoglądałam przez lupę. Dzieci tak wnikliwie potrafią przyglądać się obrazkom. Zwracają uwagę na detale – te budzą ich największą ciekawość, na nich czasem opierają się jakieś wymyślone alternatywne historie:) A paręnaście lat później jakbyśmy nagle dostawali sporej wady wzroku – widzimy jedynie ogół, a szczegół gdzieś nam się zatraca.
W każdym razie wierszyki Brzechwy znałam na pamięć. Podobnie jak Lokomotywę Tuwima. Myślę, że stanowiły prawdziwy początek mojej edukacji i fascynacji czytelniczej. Ten rymowany tok, ta żartobliwa nuta, te dziwne historie… zrodziły mnie jako czytelniczkę… polonistkę w końcu.
Zastanawiam się, czy z moimi dziećmi będzie podobnie. Książek ci od groma, wszystkie kolorowe aż nadto… Czy zapamiętają któreś lektury jako te najpierwsze, być może najważniejsze? Czy taką książką stanie się Wielka księga polskiej poezji dla dzieci? Chciałabym, żeby moim dzieciom zostały w pamięci wierszyki-klasyki Brzechwy, Tuwima, ale także Wawiłow czy starszych – Fredry, Kownackiej i Konopnickiej. Chciałabym, żeby znały nazwiska Szelburg-Zarembiny czy Porazińskiej jak powinny wiedzieć, kim był Mickiewicz i Słowacki. Ta książka daje im okazję poznania największych nazwisk twórców poezji dziecięcej.
Wielka księga… pozwala przypomnieć sobie dobrze znane wierszyki. Ja wykorzystuję je, by rozładować napięcie, które rodzi się, gdy mój buńczuczny dwulatek zaczyna się sprzeciwiać, a ja denerwować. Wtedy sypię jak z rękawa kwadrynami o zwierzętach. „Dzik jest dziki, dzik jest zły…” wypowiadam z aktorską pasją, Młody w mig zapomina, o co jeszcze przed chwilą walczył, a ja spuszczam nerwy z nadętego już nieźle balonu. Spróbujcie:)
Komentarze
Prześlij komentarz