O Andrzeju Maleszce ostatnio głośno! Myślę, że nagroda IBBY zdecydowanie mu pomogła wypromować jeszcze bardziej najnowszą książkę "Czerwone krzesło" z cyklu "Magiczne drzewo".
Fragment wywiadu dla "Tygodnika Powszechnego":
Dariusz Jaworski: Czuję, że będą kłopoty...
Andrzej Maleszka: Dlaczego?
Podobno potrafi Pan zagadać każdego rozmówcę.
To zależy. Gdy ktoś pyta o pomysły, to bywam gadatliwy. Ale jeśli prosi, żebym wspominał albo narzekał, to już mniej.
Nie lubi Pan wspomnień?
Lubię. Mnóstwo fajnych rzeczy zdarzyło mi się w życiu. Ale jak wspomnienia nas przepełniają, to brakuje przestrzeni na nowe rzeczy. Przeszłość to taka bryła lodu, która nas otacza. Jeśli nadmiernie tkwimy w przeszłości, to niczego nie widzimy naprawdę. Tylko porównujemy do tego, co kiedyś przeżyliśmy. To nam nie pozwala właściwie wykorzystywać naszego czasu. A czas, którego używamy, jest niezwykłą wartością. Chyba powinna istnieć ekologia czasu – taka nauka sprawdzająca, czy go nie marnotrawimy.
Sam Pan do tego doszedł czy przejął od tych, dla których Pan tworzy?
Tworzę dla dzieci. I tak jak one, mam poczucie, że działanie jest ciekawsze niż mówienie o nim. Lepiej jeść ciastko, niż gadać o już zjedzonym. Cudowną cechą dzieci jest to, że nie mają długiej przeszłości, że żyją w czasie teraźniejszym. Co to oznacza? Kiedy my, dorośli, na kogoś patrzymy, to nie widzimy tej osoby naprawdę. Dlaczego? Bo porównujemy ją do setek osób, które spotykaliśmy wcześniej.
Ludzie dorośli oczekują, że przeszłość będzie się powtarzać, że wszystko będzie ciągle takie samo. Dlatego często przeraża nas to, co nowe, zaskakujące. A dziecko nie ma wielu doświadczeń. Widzi więc świat wyraźniej. W swojej twórczości, próbuję odtworzyć dziecięcy sposób patrzenia. Tak jak one, staram się raczej myśleć o tym, co możliwe, a nie o tym, co już jest. To jest świeże i twórcze.
Ale Kuki, najmłodszy bohater „Magicznego drzewa”, wciąż powtarza: „Czuję, że będą kłopoty” – czyli boi się przyszłości?
Bo mały Kuki naśladuje dorosłych. Jest jednak dzieckiem, więc choć mówi, że „będą kłopoty”, to rusza do akcji. Bo w sumie jest optymistą. Zresztą, każde dziecko jest na swój sposób optymistą, nawet gdy znajdzie się w trudnej społecznie sytuacji. Dla zaspokojenia ciekawości jest gotowe na każde ryzyko. Ja też jestem typem, którego kłopoty mobilizują. Pod tym względem bliscy mi są Amerykanie, którzy posiadają zdolność tworzenia praktycznych rozwiązań. Ciekawe, że gdy Amerykanie robią ze mną wywiady, to na jedno pytanie o przeszłość przypada pięć pytań o plany na przyszłość. Tymczasem w Europie jest dokładnie odwrotnie.
I zabawne, że to dzieci mają największy problem z takimi wywiadami. Widziałem, jak grające w moim filmie inteligentne dzieciaki męczyły się z odpowiedzią na pytanie: „Powiedz, jaka scena w filmie była najtrudniejsza?”.
Cały wywiad ukaże się na stronie "Tygodnika Powszechnego" już w środę. Polecam!
Komentarze
Prześlij komentarz