"Legendy krakowskie", oprac. Katarzyna Małkowska


Przepis na „sukces” wydawniczy:

• musi być kolorowo
• musi być śmiesznie
• musi być niestandardowo, momentami dziwnie

Czy legendy nadają się na sukces wydawniczy? Nie bałdzo… Taka królewna Wanda, co Niemca nie chciała, na nikim nie robi wrażenia. Zresztą nawet taki smok wawelski i szewczyk Dratewka to żadna atrakcja. Tym bardziej więc opowieść o żółtej ciżemce wydaje się z kosmosu. Wydawcy jakby rozumieli, że trudno się dziś przebić z historią czy legendą, dlatego kombinują jak koń pod górę. Legendy krakowskie w opracowaniu Katarzyny Małkowskiej przedstawione zostały w wersji polskiej i angielskiej. Chyba dlatego, by lepiej się sprzedały. Rodzice kładą przecież szczególny nacisk na edukację, zwłaszcza językową, swych pociech, więc kupią niemal wszystko, co miałoby dziecku ułatwić życie.

Szczerze mówiąc, nie wydaje mi się, by dzieci faktycznie mogły uczyć się angielskiego z tej książki. Chyba że wychowują się w rodzinie dwujęzycznej – wtedy taka książka naprawdę może być świetnym pomysłem. Jeden rodzic czyta w swoim ojczystym języku, drugi w swoim… Każda strona zawiera słowniczek obrazkowy, ponadto podaje się wymowę słów angielskich.

A pomysł, by przypomnieć znane legendy tak zwyczajnie, bez koloryzowania, rozśmieszania, stylizowania, banalizowania - zwyczajnie mnie ujął. Opowiedziano tu:
• o dwóch braciach i dwóch wieżach (tej nie znałam)
• historię żółtej ciżemki
• o uczcie u Wierzynka
• o dzielnej Wandzie
• o Panu Twardowskim
• o smoku wawelskim
• o Lechu, Czechu i Rusie

Ja może jestem jakaś skrzywiona i staroświecka, ale wolę czytać dzieciom Legendy krakowskie (choć mieszkam na Śląsku) niż jakieś historie o kupie czy koszmarnym Karolku. O kupie się jeszcze zdążą nagadać jak trochę podrosną:P

Możesz kupić tutaj: Legendy krakowskie

Komentarze