A co!
Do wygrania książka, którą przed chwila zrecenzowałam, czyli Pawła Beręsowicza Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek - w granatowej okładce (bo jest też fioletowa:) ).
Co zrobić, aby ją wygrać? Zadanie wcale nie będzie łatwe! Trzeba w komentarzu napisać, jakie mieliście sposoby na podryw, gdy byliście w wieku bohatera (czyli lat naście:)
Żeby nie było i na zachętę, zacznę pierwsza.
Podobał mi się Krzysiek z mojej klasy. Kiedyś poprosił mnie do tańca na szkolnej dyskotece. Akurat leciało DeMono "Zostańmy sami". Ubzdurałam sobie, że to "nasza piosenka". Na kolejnych dyskotekach podchodziłam do DJ-a i prosiłam, żeby puścił DeMono, licząc na to, że ukochany powtórzy manewr. Bywało, że jak się zapomniał, sama prosiłam go do tańca:) Pozdrowienia dla Krzysia, jeśli czyta:)
Zwycięzcę wyłonimy drogą losowania, dokładnie w Walentynki, o 20.00!!!
Do wygrania książka, którą przed chwila zrecenzowałam, czyli Pawła Beręsowicza Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek - w granatowej okładce (bo jest też fioletowa:) ).
Co zrobić, aby ją wygrać? Zadanie wcale nie będzie łatwe! Trzeba w komentarzu napisać, jakie mieliście sposoby na podryw, gdy byliście w wieku bohatera (czyli lat naście:)
Żeby nie było i na zachętę, zacznę pierwsza.
Podobał mi się Krzysiek z mojej klasy. Kiedyś poprosił mnie do tańca na szkolnej dyskotece. Akurat leciało DeMono "Zostańmy sami". Ubzdurałam sobie, że to "nasza piosenka". Na kolejnych dyskotekach podchodziłam do DJ-a i prosiłam, żeby puścił DeMono, licząc na to, że ukochany powtórzy manewr. Bywało, że jak się zapomniał, sama prosiłam go do tańca:) Pozdrowienia dla Krzysia, jeśli czyta:)
Zwycięzcę wyłonimy drogą losowania, dokładnie w Walentynki, o 20.00!!!
Ja bardzo chciałabym tę książkę – jest zabawna, a ja potrzebuję czegoś bardzo pilnie na poprawę humoru. ;-) W podrywaniu nie mam żadnej wprawy, żadnej praktyki – na marginesie, to mąż mnie poderwał ;-D. A wracając do lat szczenięcych, dawno temu to było, podrywało się na różne sposoby: na książkę, na zadanie z matematyki, na wypracowanie z polskiego, na wiersz... kiedyś te metody były chyba bardziej wysublimowane niż dzisiaj. Zakamuflowane. Zawoalowane. Można też podrywać "na odległość" – zwłaszcza dzisiaj, w dobie komunikacji internetowej. My się tak z mężem poderwaliśmy. :-) Pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuńWłaśnie, my z mężem też poderwaliśmy się "na odległość". A kiedyś... to były czasy. W podstawówce była moda na liściki, pisane na skrawkach kartek wyrwanych z zeszytów :>
OdpowiedzUsuńPamiętam, kiedy w czwartej klasie podstawówki dostaliśmy zadanie domowe na języku polskim, które polegało na napisaniu wierszyka. Mój był o żółwiu na deskorolce (nie pytajcie dlaczego), a kolegi z klasy - o mnie. Każdy odczytywał swój wiersz głośno, kiedy doszło do kolegi - spłonął rumieńcem, ale podołał zadaniu. Na następnej lekcji dostałam owy wiersz spisany - a jakże - odręcznie na kartce wyrwanej ze środka zeszytu - opatrzonej rysunkiem odkalkowanego i pokolorowanego gumisia.
Część liścików oraz wiersz - podrywkę trzymam na strychu do dziś dnia :>
Naście lat, piszesz? Stosowałem: chmurny wzrok, czarny, zmechacony i na maksa rozciągnięty golf, pseudoramoneskę ze skaju, glany i zgodnie z zaleceniem Elektrycznych "z włosów pelerynę", a to wszystko w połączeniu z totalną olewką płci przeciwnej. Hmm, jak teraz o tym myślę, to sposób był totalnie głupi :) Choć wrażenie robił, to jednak bardziej odstraszał niż wabił :D
OdpowiedzUsuńJolanto, dziś już nikt na książkę by nie poderwał. Ale na zadanie z matmy już prędzej:)
OdpowiedzUsuńAgato, ten żółw na deskorolce to chyba efekt fascynacji żółwiami-ninja. Ja miałam specjalną książkę, do której wklejało się naklejki z żółwiami:)
Bazylu, rozciągnięty golf (sięgający do kolan) tez miałam, zielony. I oczywiście glany. I dziury w dżinsach:) Piękne czasy:)
Czasami marzy mi się powrót do tych porozciąganych swetrów i dziur w dżinsach. A glanach i martenach chodzę do dziś (oczywiście nie nontoper, ale dość często) :>
OdpowiedzUsuńA ja tak dla odmiany w wieku lat nastu miałam (oprócz glanów i parki) ogromną śmiałość do facetów :) Nawet własnemu małżonkowi sama wpisałam swój numer do komórki i po kilku dniach niby to niechcący i przez pomyłkę wysłałam smsa :P A później umówiliśmy się na pierwszą randkę.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMaleństwo pisze...
OdpowiedzUsuńJako nastolatka... fajne czasy... byłam do płci przeciwnej delikatnie mówiąc nieśmiała, więc ciężko mówić o podrywaniu. Natomiast w podstawówce (jakaś szósta klasa) sama byłam podrywana na muzykę ze "Skrzypka na dachu". Mój kolega (którego nomen omen bardzo lubiłam) koniecznie musiał mieć tę ścieżkę dźwiękową i KONIECZNIE musiał ją przegrać i to KONIECZNIE u mnie w domu (nie wchodziło w grę pożyczenie mu kasety) Ach ten klimat... dwa radiomagnetofony popularnie zwane "Kasprzaki" połączone kablem, nikt nie mógł wchodzić do pokoju bo coś się rozłączało i my wpatrzeni w kasety (a nieraz - hihihi dzieciaki) w siebie.
Dziękuję za możliwość powspominania :-)))
Przepraszam za poprzedni post ale pączkuje w umiejętnościach blogowania (jak się okazuje w braku umiejętności :-)))
To tak uważam, że w łatwo się podrywać poprzez 'liściki w jedzeniu' . Mój tata osobiście (jest to sprawdzony sposób ;P) podrywał moją mamę w taki oto sposób: poprosił ją, czy nie chce może pączka, czy jakiegoś ciastka,gdy ona się zgodziła zakupił go i włożył do środka liścik z napisem; umowisz się ze mną.
OdpowiedzUsuńpleatsen@op.ok
"naście" lat... to były czasy ;)
OdpowiedzUsuńsposoby na podryw były różne, z różnym skutkiem działały ;)
Pamiętam, że jednemu chłopakowi zrobiłam duży plakat z VW garbusem. 1,5 godz wdychałam smród markera, tylko po to, żeby mu zaimponować :D
Jak tak teraz wspominam, to... ;)W sumie kilka razy zdarzyło się, że coś rysowałam, robiłam naklejki, które próbowałam sprytnie pod jakimś pretekstem przekazać chłopakom :D hehe, nie trafione - chyba spotykałam typy odporne na sztukę ;p
No i standardowe sposoby, czyli jakiś głupi uśmiech, spacerki po szkolnym korytarzu, oby tylko jak najbliżej obiektu westchnień, liściki z własnymi "wierszami"... :D