Michael Morpurgo "Królestwo Kensuke"

Recenzję napisała Igirisu

Niespełna dwunastoletni chłopiec o imieniu Michael przeżywa niesamowitą przygodę. Podczas rejsu dookoła świata, który odbywa wraz z rodzicami i ukochanym psem Stella Artois, chłopiec wypada za burtę i ląduje na – zdawałoby się – bezludnej wyspie. Jego jedynym towarzyszem jest właśnie Stella, za której to przyczyną Michael znalazł się w beznadziejnej sytuacji. Po pobieżnym zbadaniu wyspy okazuje się, że nigdzie nie ma źródła słodkiej wody, a i z jedzeniem jest dość kiepsko. W krytycznym dla rozbitków momencie, po pełnej frasunku nocy, znajdują na skale upragniony dar: miskę wody i słodkie banany. Tajemniczym wybawicielem okazuje się być drobny staruszek, również rozbitek, który spędził na wyspie już ponad 40 lat. Początkowo niezbyt przyjazne stosunki między Michaelem a Kensuke (tak bowiem nazywa się staruszek) ewoluują od wzajemnego niezrozumienia (od sfery języka począwszy na postrzeganiu świata zewnętrznego skończywszy) po stopniową obserwację, szacunek i serdeczną przyjaźń. Kensuke (jak dowiemy się w trakcie opowieści - japoński lekarz służący w czasie II wojny światowej na okręcie wojennym) wprowadza Michaela w świat przyrody i własnych zwyczajów. Michael z kolei rewanżuje się opowieściami o świecie współczesnym, który Kensuke pamięta tylko jako rzeczywistość opanowaną przez wojnę. Oczekiwanie na ratunek z początku dzieli rozbitków. Michael chce jak najszybciej wrócić do rodziców, Kensuke nie chce opuszczać wyspy, boi się ludzi. Jednakże, czas zaciera różnice między przyjaciółmi, choć nie eliminuje lęku.

Królestwo Kensuke, drobna powieść Michaela Morpurgo, na pierwszy rzut oka zdaje się być kolejną powieścią typu „castaway”. Mamy tu bezludną wyspę, rozbitków, egzotyczne zwierzęta, zmagania z przeciwnościami natury. Z drugiej strony, cała ta przygodowa ornamentyka tkwi głęboko zakorzeniona w naszej szarej rzeczywistości. Czas akcji przypada na schyłek lat '80 XX wieku. Okres przemian dotyka mieszkańców Anglii głównie od strony ekonomicznej. Morpurgo czyni ten wątek punktem wyjścia dla „wielkiej ucieczki” rodziny Michaela. Ucieczki od miasta i życia rządzonego przez strach przed bezrobociem. Z kolei sam Michael również doznaje niezwykłej przemiany. Poprzez zrozumienie praw władających przyrodą, wyzbycie się lęku wobec niej, chłopiec jest w stanie przeżyć w każdych warunkach. Jednak, to relacje między nim a Kensuke stanowią centrum całej historii. Odmienność ich kultur, języka, postrzegania świata stwarza nostalgiczne tło dla przekazywanych mądrości i zwierzeń. Już sama historia Kensuke, naznaczona wojną, atakiem nuklearnym na Nagasaki i świadomością utraty swojej rodziny jest warta zapoznania się z tą książką. Na zaledwie 143 stronach autor odmalował interesującą rzeczywistość, która ma za zadanie przypomnieć współczesnej młodzieży o życiu istniejącym poza granicami bloków i chodników oraz wiedzy innej niż ta zaczerpnięta z programów telewizyjnych.

Podsumowując, książkę czytało się przyjemnie, mimo pewnych niedopracowań w sferze zawartego w niej słownictwa japońskiego. Jedna z opinii w Internecie przyrównała tę pozycję do Robinsona Kruzoe. Śmiem się nie zgodzić. Występuje tu zjawisko wręcz odwrotne. Podczas gdy Kruzoe był zdobywcą, tym, który chce uczyć i zmieniać, Michael i Kensuke to ludzie, którzy uczą się od siebie nawzajem, ze świadomością, że na tym polega prawdziwa mądrość.

Możesz kupić tutaj: Królestwo Kensuke

Oprawa: Miękka
Ilość stron: 144
Rok wydania: 2009
Wydawnictwo: Telbit
Wymiary: 12.5x19.5 cm
ISBN: 9788360848791
Tłumaczenie: Kapera Marta

Komentarze