Z Brombą… wiąże się pewna, całkiem prawdziwa, historia miłosna. Otóż jeden pan spotkał jedną panią. Pan się panią najwyraźniej zauroczył i poprosił o jej adres. Po kilku dniach pani otrzymała list. A w nim... odbite na ksero opowiadanie o Fikandrze i Malwince, ich pierwszym spotkaniu i wyjątkowym uczuciu. Była jeszcze dedykacja... No więc tej pani zrobiło się wyjątkowo ciepło na serduchu na myśl o tym panu. Dalej historia rozwijała się pomyślnie. Teraz są małżeństwem i mają troje dzieci...
Kto nie czytał nigdy Bromby…, wiele stracił. To prawie tak, jakby nie zjeść obiadu… albo zapomnieć kurtki zimą. Bromba… powinna być lekturą obowiązkową – choć niekoniecznie szkolną, bo to źle książkom robi. Powinna być przepisywana na receptę wszystkim smutasom i w ogóle będącym w potrzebie duchowej. Zaaplikować sobie Wojtyszkowych Psztymucla, Gżdacza, Glusia czy Kajetana Chrumpsa zwłaszcza w okresie obniżonego nastroju ma moc oczyszczającą.
Lektura książki Bromby i Fikandra wieczór autorski przywołała wiele wspomnień. Autor opowiada nam tym razem o spotkaniu mieszkańców Naszej Okolicy w bibliotece Pućka. Tam to Bromba i Fikander wygłaszają swoje wiersze, poddając je i się krytyce. Przede wszystkim znanego recenzenta Gwiazdonosa Dolka. Choć to postać najmniej sympatyczna ze wszystkich, bo ciągle ma jakieś „ale”, mnie jego wypowiedzi rozbawiły najbardziej (być może dlatego że ciut, ciut się z bohaterem identyfikuję).
- Ależ łosie są bardzo nietowarzyskie. Nigdy nie rozmawiałem z żadnym łosiem – stwierdziła Lala.
- Ja właściwie też nie rozmawiałam z łosiem. Rozmawiałam z klępą. I właśnie ta klępa wyznała mi, że łosie czują się niedowartościowane – powiedziała Bromba.
- To bardzo interesujące – wtrącił się Gwiazdonos. – Zrymowałaś wyznania klępy?
- Można tak to określić – potwierdziła Bromba.
- A co ona chciała wyznać?
- Że jest jej smutno.
Myślę, że możecie już po przeczytaniu powyższego cytatu mieć trochę wyobrażenia o tym, jak się przedstawiają liryki Bromby i Fikandra. Gwiazdonos co prawda twierdzi, że to „głupawe rymowanki”, ale kto by go tam słuchał. Fumowi Żużu i innym te łamańce językowe bardzo się spodobały i nastroiły ich do ciekawych rozważań o relacjach dziadka z wnuczkiem, żywiołowych wyżłach, uszatkach z Kamczatki itd. Poniżej mała próbka! Jak sądzę, i wielu z Was natchnie refleksyjnie, bo życiowa jest bardzo!
Łże małżonce małż odrobinę,
iż żuł w Iłży małżowinę.
Lży małżonka małża fałsze
(że o małżowinie małż łże).
/Właśnie doszłam do wniosku, że to nie tylko łamańce językowe, ale także klawiaturowe!!!/
A teraz już całkiem poważnie! Myli się ten, kto sądzi, że u Wojtyszki tylko same wygłupy i wierszyki bez sensu. Pomiędzy wierszami kryje się myśl, że mądrość czasem chowa się za prostym, zwyczajnym, czasem nawet wydawałoby się głupiutkim przebraniem. Kto ma oczy i uszy dobrze otwarte, dostrzeże ją bez problemu. Zapatrzeni w swój gwiaździsty nos nie ujrzą niczego szczególnie istotnego, choćby nie wiem jak poprawiali okulary na nosie.
Możesz kupić tutaj: Bromby i Fikandra wieczór autorski
Oprawa: Twarda
Ilość stron: 80
Rok wydania: 2009
Wydawnictwo: Ezop
Wymiary: 15.0 x 24.5 cm
ISBN: 978-83-89133-43-4
"Z Brombą… wiąże się pewna historia miłosna. Otóż jeden pan spotkał jedną panią. Pan się panią najwyraźniej zauroczył i poprosił o jej adres. Po kilku dniach pani otrzymała list. A w nim... odbite na ksero opowiadanie o Fikandrze i Malwince, ich pierwszym spotkaniu i wyjątkowym uczuciu. Była jeszcze dedykacja... No więc tej pani zrobiło się wyjątkowo ciepło na serduchu na myśl o tym panu. Dalej historia rozwijała się pomyślnie. Teraz są małżeństwem i mają troje dzieci..." - Po przeczytaniu tego fragmencika stwierdziłam, że książka może być ciekawa. Czytając dalej twoją recenzję tylko upewniłam się w tym przekonaniu ;D
OdpowiedzUsuń