Marcin Szczygielski "Czarny Młyn"


Czarny Młyn potrafi zmylić czytelnika. Gdyby nie dopisek małym druczkiem na okładce książki, uznałabym, że to powieść dla dorosłych. Pierwszym mącącym w głowie elementem tej książki jest okładka albo raczej ilustracja na niej autorstwa Józefa Wilkonia. Utrzymana w czarno-srebrnej tonacji, przedstawiająca jakieś przedsiębiorstwo, trakcje elektryczne sugeruje dorosłego odbiorcę i nudno-męczącą tematykę. A jednak! Kolejnym zaskakującym składnikiem powieściowego świata jest bohater. Tu – prawda! – dziecięcy, bo jest nim przede wszystkim prowadzący narrację jedenastoletni Iwo, ale także jego ośmioletnia siostra-karlica Melka i czworo innych (Justa, Karol, Natalka i Piotrek). Z Iwo mamy jednak pewien problem. Sposób postrzegania świata, język, którym się posługuje, bynajmniej na jedenastolatka nie wskazują. Iwo jest zbyt dorosły, zbyt mądry – ta konstrukcja jest po prostu fałszywa. Szczygielski stworzył też powieść pełną relacji intertekstualnych (literackich, komiksowych, filmowych) – czy możliwych do zidentyfikowania przez młodego człowieka w wieku 10-14 lat (bo w tę kategorię wiekową została wpisana)? Napisał książkę, za której nieco mroczną, fantastyczną fabułą ukryty został interesujący przekaz. Znów – czy to się wyda gimnazjaliście warte zainteresowania, doszukania? czy zechce zajrzeć pod przykrywkę?

Co zatem może tu gimnazjalistę zaintrygować? Szczygielski wychodzi, jak mniemam, z założenia, że książka będzie się czytała, jeśli młody odbiorca znajdzie w niej to, co lubi. Musi być nowoczesna technologia – najlepiej ożywiona, walki, nastrój – niczym w romantycznej balladzie – tajemniczości i grozy, ukazanie niemądrego dorosłego i „odjechane” zakończenie. To wszystko w Czarnym Młynie się znalazło. Gimnazjalista odnajdzie się w świecie X-menów, pełznących niczym wąż suszarek, morderczych pralek czy – zwłaszcza – samochodów (choćby to był tylko nasz skromny maluch) przechodzących transformację w wojownicze roboty. I oczywiście sam Czarny Młyn, którego bijące, chore serce mami dorosłych, zamieniając ich w zombie.

Ale jak już wspomniałam, książka Szczygielskiego nie jest głupawym tekstem, w którym szłoby tylko o rozrywkę. O nią chodzi też, oczywiście, ale przy okazji autor próbuje przemycić ważkie treści. Przede wszystkim wchodzi w dialog z tęsknotą za dzieciństwem, która jest w każdym z nas. Wychowani na Dzieciach z Bullerbyn, ale i dorastający w przestrzeni miejskiej – wielu z nas odczuwa dyskomfort między tym, czego pragnie, a co miało. Szczygielski pokazuje swoiste anty-Bullerbyn. Sześcioro powieściowych dzieci wychowuje się bowiem w tak zwanym martwym trójkącie, którego ramionami stają się: autostrada, rozlewiska i bagna, linie elektryczne, i którego wierzchołek stanowi spalony przed rokiem kombinat z „ocalałym” Czarnym Młynem straszącym sześcioma żelaznymi ramionami. Nie przeszkadza to jednak dzieciom wylegiwać się na trawie, a przede wszystkim zżyć się ze sobą i wspólnie wchodzić w przygodę. Autor Za niebieskimi drzwiami staje się więc apologetą dzieciństwa spędzonego w zasmrodzonych dymem samochodowym miasteczkach, dzieciństwa pośród murów i blokowisk, obok których wiszą smętne ramiona słupów wysokiego napięcia. Bo Bullerbyn jest w środku, w człowieku. Nie w warunkach zewnętrznych.

Szczygielski dotyka też niepełnosprawności. Melka-karlica nie chodzi, mówi rzadko, jest brzydka i ciężka. A jednak to ona ratuje Młyny przed ostateczną zagładą. To ona podpowiada, jakimi narzędziami walczyć z Czarnym Młynem. Bo Czarny Młyn – ciemny, dziwny, budzący przerażenie – jest metaforą strachu przed innością, niepełnosprawnością, chorobą. I każdy z bohaterów musi z nim stoczyć osobistą walkę…

Interesująca powieść Marcina Szczygielskiego zdobyła Grand Prix konkursu literackiego im. Astrid Lindgren na książkę dla dzieci i młodzieży. Z całą pewnością warto po nią sięgnąć!!!

Możesz kupić tutaj: Czarny Młyn

Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Ilość stron: 248
Rok wydania: 2011
Wydawnictwo: Stentor Kora
Wymiary: 14.0 x 20.0 cm
ISBN: 9788361245643

Komentarze

Prześlij komentarz