Pamiętam z dzieciństwa książkę Brzechwa dzieciom. Przesiadywałam godzinami, wpatrując się w ilustracje. Dziś mam wrażenie, że spoglądałam przez lupę. Dzieci tak wnikliwie potrafią przyglądać się obrazkom. Zwracają uwagę na detale – te budzą ich największą ciekawość, na nich czasem opierają się jakieś wymyślone alternatywne historie:) A paręnaście lat później jakbyśmy nagle dostawali sporej wady wzroku – widzimy jedynie ogół, a szczegół gdzieś nam się zatraca.
Ostatnio zaczęłam czytać książkę Tomka Budzyńskiego Soul Side Story i już w pierwszym rozdziale autor podziela ze mną powyższą refleksję. Pisze:
Dziecko widzi świat takim, jaki jest naprawdę. Słońce w całej swej słoneczności, kwiaty w ich kwiecistości, deszcz w jego deszczowatości. Słyszy znacznie więcej dźwięków i czuje więcej smaków. Kiedy dziecko mówi, że coś jest niedobre, to to na pewno jest niedobre. Dorosłym takie rzeczy zdarzają się niezwykle rzadko albo wcale, ponieważ dorosły widzi świat zafałszowany i pośredni. Wszystko postrzega poprzez kulturę, w której sie wychował, widzi przedmioty przez pryzmat tego, co mu o nim powiedzieli. Jest to świat ubogi, kaleki i wyzuty. Nie może już rozmawiać z ptakami i zwierzętami. Zapomniał ich języka. Nie widzi już aniołów. Został wypędzony z raju (…) Ten uśmiechnięty chłopiec, to dziecko, którym byłem, macha do mnie z oddali. Pozdrawia mnie z przeczystej krainy, z ziemskiego raju, i powoli ginie z moich oczu. Blednie i rozwiewa się na wietrze. Czasem słyszę jego głos, gdy mówi do mnie: czemu jesteś taki smutny? Doprowadza mnie to do rozpaczy.
Mnie czasem też rozdziera serce to wspomnienie dzieciństwa i zestawienie go z dorosłością… właśnie po takich refleksjach myślę o swoich dzieciach i o ich dzieciństwie. Chciałabym, żeby było równie sielskie jako moje, żeby mogli czuć, przeżywać, doświadczać, badać – dlatego zabraniamy im komputera, który w moim przekonaniu zuboża dzieci okrutnie. Chciałabym, aby moje dzieci miały dobre dzieciństwo, aby gdy dorosną mogły wracać wspomnieniem do tego ciepłego czasu. Aby mogły się tam schować, ukoić, znaleźć siły do walki. Myślę, że wspólne czytanie książek to dobre dzieciństwo także buduje. Dlatego tak ważne jest co maluchom czytamy…
W każdym razie wierszyki Brzechwy znałam na pamięć. Podobnie jak Lokomotywę Tuwima. Myślę, że stanowiły prawdziwy początek mojej edukacji i fascynacji czytelniczej. Ten rymowany tok, ta żartobliwa nuta, te dziwne historie… zrodziły mnie jako czytelniczkę… polonistkę w końcu. My- dzieci PRL-u w gruncie rzeczy mieliśmy szczęście. Większość osób mojego pokolenia pamięta to wydanie, bo zwyczajnie innego nie było (a to, które było, było bardzo dobre). Dano nam wspólny fundament kulturowy. Dziś dzieci mają trudniej! Biedny Brzechwa – czasem myślę. Wydany nieraz na lichym papierze, upstrzony krzykliwymi ilustracjami, sprzedawany nawet na poczcie… Jest też Brzechwa dla koneserów. Raczej tych dorosłych (bardzo bym chciała kiedyś przeczytać, co naprawdę myślą dzieci o wpracowaniu graficznym Lange/Buszewicza/Majewskiego/Młodożeńca, bo na razie mogę przeczytać jedynie, co myślą dorośli).
Jest też Sto bajek wydane przez Bajkę, która zwraca uwagę, że
Nowe wydanie zostało niezwykle starannie zredagowane. Ze względu na szacunek dla decyzji autorskiej zachowano wybór i oryginalną kolejność wierszy. Mając jednak na względzie wygodę małego Czytelnika, przy zapisie dialogów zastosowano współczesne zasady interpunkcyjne. Poprawiono także powielane w poprzednich wydaniach błędy językowe. Na końcu książki dzieci znajdą opracowany przez redakcję Słowniczek z wyrazami i wyrażeniami, które wyszły z użycia. Wszystko po to, aby bajki Jana Brzechwy mogły na nowo z powodzeniem bawić i uczyć w XXI wieku.
Książka – jak mówi tytuł – zawiera spory wybór tekstów Brzechwy. Naprawdę jest czym cieszyć ucho! Kiedy czytałam dzieciom pierwszy raz, szukałam tekstów, których nie znałam, aby móc bawić się interpretacją. Miałam radochę jakby ktoś mi ubrał trzydzieści lat:) Książka jest też bogato zilustrowana przez Piotra Rychla (prawie każda strona). Mnie już niestety nikt nie przekona do tego, że kaczka-dziwczaka może wyglądać inaczej niż ta wykreowana przez Szancera. Ale moje dzieci… - kto wie? Może to będzie ich książka pokoleniowa?
Możesz kupić tutaj: Sto bajek
Ilustracje: Piotr Rychel
Oprawa: Twarda
Ilość stron: 248
Rok wydania: 2011
Wydawnictwo: Bajka
Wymiary: 16.7 x 23.8 cm
ISBN: 9788361824404
Zawsze uwielbiałam bajki Jana Brzechwy. Tak więc z chęcią bym przeczytała;) Czasami jest przyjemnie przypomnieć sobie tak dzieciństwo..
OdpowiedzUsuńZnam to stare wydanie i gdy myślę o Brzechwie, to zdecydowanie myślę właśnie o tej kultowej książce. I nic na to nie poradzę:)) Myślę, że wiele osób z naszego pokolenia tak ma - to pewnie z braków księgarskich w tamtych czasach. Królowała na półkach jedna książka - koniec, kropka. Za to dziś - od wyboru do koloru. Jak z czekoladą:) W Nowym Roku życzę wszystkiego najlepszego - dla całej Rodziny:)
OdpowiedzUsuńJa też wychowana na tym wydaniu, co więcej, ten sam egzemplarz stoi nadal na półce i czeka na synka :) U mnie na blogu też ostatnio zebrało się na wspomnienia.
OdpowiedzUsuńAle to wydanie, które tu pokazujesz też wygląda zachęcająco. Pewnie młode pokolenie potrzebuje więcej kolorów.
To wydanie 'Brzechwa dzieciom' znam z dzieciństwa i nadal stoi na półce u mamy. :) Rysunki są genialne! Ale gdzieś widziałam, kilka lat temu nowe wydanie, całkiem inna okładka i chyba inny ilustrator.
OdpowiedzUsuńZa to 'Sto bajek' przeczytałam dopiero jako dorosła i byłam zaskoczona, że niektórych wierszyków nie znałam. A wydanie było starsze, w tej chwili nie umiem powiedzieć, z którego roku, ale podejrzewam, że lata 70te lub 80te.