Książka o Krysi Grabowskiej – mamie autora – czekała na spisanie kilkadziesiąt lat. Można powiedzieć, że historia ta przycupnęła sobie w kąciku domu Grabowskich i czekała. Bo tyle było innych tekstów do spisania – „Kulfon, co z ciebie wyrośnie” „Bursztynek” i „Witaminki”. Czasem jednak dobrze, gdy historie mogą w autorze dojrzewać, poczekać na właściwy czas, na sprzyjające okoliczności. Tym bardziej kiedy temat jest tak delikatny i ważny, jak wojna.
Krysię poznajemy więc, gdy ma dziesięć lat i przygotowuje się do pójścia do pierwszej klasy. Coś wisi jednak w powietrzu. To wojna, która spadnie na mieszkańców Warszawy, Żoliborza, wraz z bombami. Grabowski prowadzi narrację pierwszoosobową, oddaje głos Krysi, co pozwala na założenie pewnego filtra. Patrzymy na łapanki, ukrywanie Żydów, wyprawy po jedzenie, przyłączenie się do AK, pracę łączniczki oczyma kilkunastoletniej dziewczynki (mimo że opowiada nam dorosła Krystyna), stąd pewne aspekty wojennej zawieruchy autor może dowolnie taić, nie musi nimi straszyć. Rzeczywiście ponad opowieścią Krysi unosi się jednak atmosfera pewnego spokoju. Znajdziemy tu kilka trudnych momentów – na przykład ujście przed pociskiem z działka, który trafił w klatkę, z której dziewczynki dopiero co odeszły, czy dostarczenie broni do wskazanego miejsca. Ponieważ akcja posuwa się dość szybko – każdy kolejny rozdział przenosi nas w czasie do innej przygody, do innego czasu – odnosi się niebezpieczne wrażenie, że wojna to całkiem interesująca przygoda. W dodatku Krysia jest optymistką, niby się boi, ale chyba tylko odrobinę. Pragnienie Krysi i jej przyjaciółek – Marysi i Jadzi – aby w końcu dołożyć szkopom osobiście, zaprawione jest sporą dawką ekscytacji. Autentycznego strachu doświadcza tylko jedna z nich.
Bynajmniej nie znaczy to, że uważam książkę Grabowskiego za słabą czy złą. Czyta się ją bardzo dobrze. Dostarcza wiele wiadomości dotyczących wojny i z tematem oswaja. Zastanawia mnie jedynie, jak dzieci przyzwyczajone do tego, że walka to fantastyczna rozrywka (gry komputerowe), odbiorą tę jednak oszczędzającą czytelnikowi cierpienia historię. W tym duchu spoglądam też na ilustracje Joanny Rusinek. Zgrzytają mi nieco – tyle w nich piękna! Tylko ten obraz przedstawiający kamienice, kwitnące drzewa i dymy unoszące się w oddali, dymy znad getta budzą pewien słuszny niepokój. Może coś z tym moim „zgrzytaniem” ma wspólnego sam Żoliborz – z francuskiego jolie bord, piękny brzeg? Bohaterka wspomina:
I rzeczywiście, brzeg Wisły jest piękny. Skarpa, piaszczysta plaża, dużo zieleni. Dlatego bardzo lubiłam spacerować nad Wisłą. Nawet w czasie wojny były piękne, słoneczne dni, a dzieci chciały się bawić. Dzieciom było łatwiej niż dorosłym zapomnieć o czającym się dookoła niebezpieczeństwie. (…) Ale tego październikowego dnia nie myślałyśmy o wojnie. (…) Słońce cudownie grzało. Moczyłyśmy nogi w rzece i gadałyśmy o codziennych sprawach.
Możesz kupić tutaj: Wojna na Pięknym Brzegu
Ilustracje: Joanna Rusinek
Wydawnictwo: Literatura
Wymiary: 165 x 235 x 15
Oprawa: twarda
Rok wydania: 2014
ISBN: 9788376722818
Komentarze
Prześlij komentarz