Leszek K. Talko „Staś i Nel. Zaginiony klejnot Indii”


Kiedy myślę o swoich lekturach z dzieciństwa, także tych szkolnych – dochodzę do wniosku, że już wtedy miałam jakieś wyrobione zapotrzebowanie na pewne treści. To ciekawe odkrycie, bo pokazuje, że dzieci nie łykają każdej lektury jak leci. Mają swoje czytelnicze upodobania. Dobrze, aby dorosły przewodnik po książkach znał preferencje swoich małych czytelników. Ja nie lubiłam książek przygodowych, podróżniczych, Szklarskiego ani „W pustyni i w puszczy”. Skwar afrykańskiego słońca mnie drażnił. Krokodyle wyłaniające się z rzek budziły niechęć. Zaś narzecza indiańskie wcale nie wzbudzały ciekawości. Zawsze intrygowała mnie złożoność natury człowieka. Dylematy – zwłaszcza moralne – przed którymi stawał. Jeśli dziś mam choć grosz empatii, to właśnie dzięki lekturom dzieciństwa.

Więc przedzieranie się przez „W pustyni i w puszczy” zostało przeze mnie zarzucone jeszcze nim Staś i Nel dotarli do Mahdiego. Odkrywanie Sienkiewicza po latach, w dorosłości ma inny smak. Już wiem, że nie muszę wcale Tego (Trylogii, „Krzyżaków”) przeczytać. Nie ma siły, która by mnie zmusiła. Czytałam Sienkiewicza raczej ze względu na styl. Rozsmakowuję się we frazach, archaizmach. O dziwo! – ulegam magii opisów. Zgadzam się z Leszkiem Talką – „książki powinny być pisane i czytane z radości”.

 Wierzę, że Talko napisał „Staś i Nel. Zaginiony klejnot Indii” z radości. Czuję ją w filmowym wręcz prowadzeniu czytelnika po akcji. Autor od czasu do czasu uchyli trochę kurtyny, aby czytelnik mógł ciut podejrzeć. Zasłania ją zawsze wtedy, kiedy ciekawość czytelnika dochodzi granic. Wiele wątków, wiele postaci – zwłaszcza na początku lektury – utrudnia zrozumienie, do czego to wszystko zmierza. Gęsto utkana fabuła indyjskich przygód Stacha i Nel wpierw zaciekawia, aby potem nieco jednak zmęczyć. Ale czy radości autora wystarczy też dla czytelnika?

Talko stara się (!) pozostać wierny Sienkiewiczowi. Stach jest nadal uosobieniem cnót – rozsądny, kalkuluje chłodno, silny i mądry. Do tego dobry. Jego czarowi w jakimś stopniu ulega Malka, mimo że w tej zdecydowanie zadurzony jest Mungo. Stach jednak nie jest już tak religijny jak bohater Sienkiewicza, którego losy mocno znaczone były obchodami chrześcijańskich świąt. Pamiętna pozostaje też scena, w której Staś na pytanie Mahdiego, czy przyjmuje jego naukę, odpowiada: „Jestem chrześcijaninem jak mój ojciec…”. Talko pozostaje więc współcześnie correct. Pojawia się tu co prawda chrześcijańska zakonnica, bliźniacza siostra Malki, Antonia. Jest jednak naiwna, a więc mentalnie nieatrakcyjna. Wielokulturowe Indie to także doskonałe miejsce, by wywieść z nich takie oto fabularne bzdury: „Otóż dawno temu ona (mam wydanie sprzed korekty i o ile dobrze zrozumiałam sens… ona = Antonia) natknęła się na księgę, której autor udowadniał, że kult Śakti istniał na długo przed świętym Tomaszem i że to wcale nie święty Tomasz przywiózł ze sobą kult Madonny. Przeciwnie, to kult Śakti zaraził go i on sam stał się jego wyznawcą, a później dopiero kult przeniknął do Europy i tak naprawdę w sanktuariach Czarnej Madonny czci się Śakti”. Polski Dan Brown – jako żyw.

Talkę zdecydowanie ponosi fikcja w rejony magiczne. Mały chłopiec zmienia się w panterę, nieuchwytni urumi przypominają duchy, och, i jeszcze tytułowy klejnot Indii, który zapewnia władzę. Jakoś tego z Sienkiewiczem pogodzić nie umiem i wydaje mi się to pewnym brakiem szacunku współczesnego autora wobec tradycji, z której czerpie. Rozdrażnia mnie to mieszanie porządków. Świat przedstawiony u Sienkiewicza jest jednorodny. Talko zaś jest Wielkim Miksującym - zbija fabułę z faktów (istnienie sekty thagów, realne postaci jak Helena Bławatska czy Rudyard Kipling), mitów i legend oraz tworów własnej fantazji. Postmodernistyczny koktajl, który może wpierw dobrze smakuje, ale od którego w końcu robi się niedobrze.

PS

I co się stało z Sabą?


Wydawnictwo: Znak 
Oprawa: twarda
Rok wydania: 2014
ISBN: 9788324029587

Komentarze