Nie wierzę w przypadki. Dlatego bardzo się wzruszyłam, kiedy na początku sierpnia mąż przywiózł mi do szpitala przesyłkę od Dwóch Sióstr, a w niej „Różowe środy”. Pomyślałam, że Bóg uśmiecha się do mnie w ten sposób. Do mnie, która właśnie urodziła dziecko z zespołem Downa…
Kiedy rodzisz niepełnosprawne dziecko, patrzysz wstecz. Przed oczami stają ci wszystkie osoby upośledzone, z którymi kiedykolwiek miałaś okazję być. Robisz sobie rachunek sumienia z myślenia o niepełnosprawności, o umysłowym upośledzeniu. Ja byłam zdumiona, jak życie przygotowywało mnie na przyjęcie chorego syna. Te wszystkie fakty, które pozwalają mi dzisiaj być spokojnym i zadowolonym, pewnym tego, że nie spotkało mnie nieszczęście…
„Różowe środy” oswajają z tematem i otwierają oczy. Mnie zaskakuje, że autorka nie tylko oswaja nas z niepełnosprawnością, ale że pomaga zobaczyć nasz egoizm codzienny, pokazuje maski, które z lubością nosimy, a które nas niszczą. Marquez napisał kiedyś, że „żaden wariat nie jest wariatem, jeśli przyjmie się jego racje”. Można by parafrazować jego słowa – upośledzony też ma swoje racje, jeśli próbować je przyjąć – jego świat staje się dla nas logiczny. Doskonała jest scena , kiedy matka głównej bohaterki dziewczynki, Sary urządza małe przyjęcie z okazji swoich urodzin. Zaprasza oczywiście swoją siostrę, upośledzoną Huldę. Ta najpierw czyta wiersz o puszczaniu bąków i o tym, że jej wspaniała siostra Liana oczywiście tego nie robi. Towarzystwo jest uprzejmie skonsternowane, a ojciec próbuje ustawić rzeczywistość szepcząc sąsiadowi do ucha, że Hulda to taki rodzinny pluszak. A kiedy Liana podaje w pośpiechu kawalątki ciasta na gustownych talerzyczkach, Hulda mówi jak jest: „Ale te kawałki są bardzo małe. (…) Możesz spokojnie kroić trochę większe, takimi nikt się nie naje”. Gdybyśmy byli tak prości i szczerzy jak „opóźniona w rozwoju” Hulda, nie musielibyśmy się wiecznie spinać i bać, że ktoś nas zdemaskuje, że ktoś odkryje nasze braki. Więc się maskujemy, lukrujemy nasze życie i na końcu nie zostaje nam nic, jak na ten cukier zwymiotować. Ale też Heinlein ma wiele miłosierdzia dla swoich bohaterów. Matka Sary, która jest ułożona do przesady, która nikogo nie słucha i układa życie innych tak, aby było dla niej samej wygodnie, zostaje usprawiedliwiona przeszłością.
Sylvia Heinlein świetnie portretuje swoich bohaterów – każdy z nich to osobna historia warta przyjrzeniu się. Historia małej Sary pokazuje naszym dzieciom, jak wzbudzić w sobie odwagę do bycia sobą. Sama Hulda pomaga nam zobaczyć osoby upośledzone nowymi oczami. Jest jeszcze historia Pestki – dziewczyny, która nigdy się nie uśmiecha, i Kalego, który zgubił się w swoim życiu, i Szczura, który widzi wszystko inaczej. Zachęca ta książka do pochylenia się z refleksją nad własnym życiem. Brzmi poważnie? Bardzo dobrze. Choć nasze dzieci pewnie zatrzymają się na historii wielkiej ucieczki z domu, która okazuje się dość niebezpieczna, bo przecież nieodpowiedzialna.
„Różowe środy” więc są jedną z tych książek, wobec których nie pozostaje się obojętnym, które zapadają w pamięć i które mogą cię kiedyś uratować, sprawić, że będziesz umiał akceptować w swoim życiu to, czego dziś wydaje ci się, że absolutnie przyjąć nie jesteś w stanie.
PS
Może czasem uda się coś napisać:)
Ilustrowała: Anke Kuhl
Tłumaczyła: Tomasz Ososiński
Oprawa: Twarda
Ilość stron: 148
Rok wydania: 2015
Wydawnictwo: Dwie Siostry
ISBN: 9788363696115
Fajnie, że czasem uda się coś napisać :)
OdpowiedzUsuńTęskni mi się do tego pisania. Myśli wiele, a czasu by je gdzieś przelać wciąż za mało...
OdpowiedzUsuńJa mam tylko 3 i nie zawsze ogarniam rzeczywistość więc Ty przy 6 (dobrze doczytałam? ) i do tego maluch, na pewno masz większe problemy ;)
UsuńStrasznie się zaniepokoiłam kiedy na pierwszym zdjęciu jakie zamieściłaś miał te rurki podoczepiane. Sama jestem wcześniakiem i trochę emocjonalnie reaguję na takie rzeczy. Więc to zdjęcie tutaj mnie naprawdę ucieszyło bo twój synek (Antoś, tak?) wygląda na takiego zaciekawionego i zadowolonego aż ciepło się robi.
OdpowiedzUsuńA książka z opisu wygląda naprawdę ciekawie, muszę kupić córce. Ma kuzynkę z widoczną niepełnosprawnością i rozbroiła mnie kiedyś, kiedy widząc plakietkę na szybie samochodu wysłuchała wyjaśnienia i zapytała osłupiała "ale jak to! Przeciez Nelle wcale nie jest niepełnosprawna!! Nelle to Nelle!" Zaprawdę powiadam wam, dzieci widzą siłę w środku o wiele bardziej niż ograniczenia na zewnątrz. Mam nadzieję że książka jej pomoże wytrwać w tym duchu.
Antek miał dużo swoich przejść szpitalnych. Jeszcze trudniejsze przed nim. Cieszymy się, że jest z nami już 3 miesiące. Miało go niby nie być...
UsuńBuziaczki dla ślicznego Antośka i niech mu się jak najszybciej szpitalne historie zakończą.
UsuńMoje młodsze dziecko trafiło - mając lat 4,5 - do grupy integracyjnej. Cieszyłam się, choć też trochę bałam. Dziś uważam, że bardzo dobrze się stało. Z podziwem obserwuję funkcjonowanie grupy. To z jaką naturalną sympatią i życzliwością dzieci do siebie podchodzą. Jak sobie pomagają nawzajem, jak się uzupełniają widząc słabe i mocne strony kolegów. Nawet opiekunki przyznają, że grupy, która tak naturalnie by się zgrała jeszcze nie widziały. Jak przypuszczają to dzięki temu, że dzieci spotkały się z niepełnosprawnościa bardzo wcześnie, kiedy ich myślenie nie było jeszcze spaczone przez środowisko. Myślę więc, że takie lektury powinno się serwować dorosłym, bo dzieci mają w sobie więcej miłości, wyrozumiałości i życzliwości niż jesteśmy sobie w stanie wyobrazić.
OdpowiedzUsuńMłodsze dzieci faktycznie nie robią różnic. Dopiero mój 7-letni syn zaczął zauważać coś innego w Antku i pytał: "a czy on zawsze będzie miał takie oczy", "a dlaczego on ma stale wyciągnięty język". Fajnie, że pyta, bo można mądrze i spokojnie wytłumaczyć.
UsuńA z kolei 9-letnia córka, która pierwsza się dorwała do książki,od razu rozpoznała w Huldzie chorobę Antka. Też chodziła do grupy integracyjnej i miała kontakt z dziećmi z zespołem, więc myślę, że stąd wiedziała. Myślę, że tak jak książkowa Sara nauczyła się akceptować i Rozumieć (!) inność człowieka niepełnosprawnego.
UsuńUściski za tę recenzję. Książka bardzo (i pozytywnie) dotyka dorosłych, którym polecam ją przeczytać przed dziećmi. Uśmiechy i pozdrowienia dla nowego Czytelnika!
OdpowiedzUsuńEdit: pozdrawiam nowych CZYTELNIKÓW! :))
UsuńTo musi być piękna książka... a Twoja córcia jest prześliczna! :)
OdpowiedzUsuńTo syn:)
UsuńKsiążkę wpisuję na listę zakupową. Wydaje mi się bardzo wartościowa. Zgrywa mi się idealnie z coroczną przedświąteczną akcję Robótka http://jestrobotka.blogspot.de/ Połączenie tej książki z pprzygotowywaniem upominków dla mieszkańców DPS może być wspaniałą lekcją tolerancji dla dzieci:)
OdpowiedzUsuńGratuluję Maluszków i życzę zdrówka Antosiowi!!!
Dawno tu nie byłam, nie wiedziałam więc, że dołączył do was nowy człowiek. Trzymam kciuki za zdrowie Antoniego!
OdpowiedzUsuńPani Zorro, dołączyło ich aż dwóch:) Dzięki za kciuki:)
UsuńDwóch!? Oooooo! To tym bardziej. Jeden ma na imię Antoni, a drugi?
UsuńJózef:) Na zdjęciu chyba dwa posty niżej:)
Usuń