Książki niekoniecznie służą do czytania. Myślę, że ostatnich 20 lat pokazało nam, że czasem w książce ważniejszy od tekstu jest obraz, że nie musimy historii czytać linearnie, że książka może być interaktywna i zachęcać czytelnika do aktywności, może służyć do zabawy. W „Mru Mru” Kaisy Happonen, Anne Vasko nad historią dominuje obraz. To on przynosi najciekawsze czytelnicze doznania. Przyglądamy się temu, jak Mru Mru – główna bohaterka – wygląda, czym różni się od pozostałych członków rodziny. Zafascynuje nas świat, w którym żyje – to, jak jest on zrobiony, ile ma barw i do czego te barwy przynależą. Będziemy tropić poczynania bohaterki, jej nadaktywność w porze snu pozostałych niedźwiadków. Zobaczymy, co to znaczy naprawdę nudzić się i nuda ta będzie się ciągnęła przez trzy kolejne rozkładówki… I to wszystko będzie niebywale interesujące. Wydaje się więc w pierwszej chwili, że opowieść-słowa niczego szczególnego nie wnoszą. Że historia dzieje się na ilustracjach. Dopiero później odkrywamy treść tej opowieści. Mru Mru jest po prostu inna, chce żyć po swojemu i nie lubi, kiedy ktoś jej narzuca, co ma robić. Idzie za swoim głosem wewnętrznym i za światłem, które nieoczekiwanie wpada do gawry. No i trochę mi się szkoda zrobiło tej książki. Było fajnie – jak dla mnie – dopóki nie natrafiłam na ten moralizatorski smrodek. Każdy czas ma swoje tendencyjne tezy, którymi musi się karmić. Nasz czas, nasz wiek ma swoje. Ja wiem, że dzieci trzeba edukować i uświadamiać od małego. Ale czy naprawdę zawsze i wszędzie? Kiedy Mru Mru pyta: „Dlaczego ja MUSZĘ?” – ja odpowiadam: „nie musisz! tylko czy to ci służy, że nie musisz?”.
Oprawa: twarda
Rok wydania: 2020
ISBN: 978-83-958441-1-9
Wydawnictwo: Widnokrąg
Komentarze
Prześlij komentarz