Joanna Papuzińska "Mój tato szczęściarz"


Czytanie dzieciom książek o II wojnie światowej, Powstaniu Warszawskim może budzić w rodzicach pewne wątpliwości. Na przykład taki fragment, który pojawia się prawie na początku opowieści Joanny Papuzińskiej „Mój tato szczęściarz”:

(…) przykro mu (Tomkowi – dopisek MM) jest z tego powodu, że nie mógł walczyć w powstaniu, więc ma przynajmniej nadzieję, że ojciec zrobił to za niego, że strzelał z armaty i zabił ze stu Niemców. Bo tato miał powody, żeby być zły na Niemców i do nich strzelać, bo przecież oni zabili mu żonę, a naszą mamę. 

Od razu się zastanawiamy, czy to nie zbyt dosłownie, czy nie zasiewamy w potomku agresji (tu konkretnie wobec Niemców), czy nie usprawiedliwimy procederu zabijania, a przynajmniej czy go przypadkiem jakoś nie obłaskawimy. I choć w przypadku współczesnej książki dla dzieci wiele razy mam te wątpliwości, czy ich lektura będzie służyła budowaniu czy raczej niszczeniu… tym razem mam jakiś spokój. Ten spokój ma korzenie w zaufaniu do Papuzińskiej, za którą stoi ogromny, ogromny dorobek literacki. Jak do tej pory niczego i nikogo on nie zburzył…



Wracając do cytowanego fragmentu… Odzwierciedla on dziecięcą fascynację światem dorosłych, szczególnie tym, co jest trudne, niebezpieczne, niezrozumiałe, tabu. Mały Tomek, który ma nadzieję, że jego tata zabił co najmniej stu Niemców, przypomina mi dzieci z opowiadania Nałkowskiej, które bawią się w palenie Żydów. Czy to ich wina?

Dalsza lektura książki Papuzińskiej nie rodzi we mnie już takich wątpliwości. Okazuje się, że tato Asiuni „chociaż był na iluś tam wojnach, nigdy nie był takim prawdziwym żołnierzem, co strzela z karabinu”. I opowieść, którą snuje – nie wiemy, czy bardziej mała Asiunia, czy bardziej wiekowa bądź co bądź Joanna odnajdująca w sobie to dziecko sprzed lat – idzie zupełnie innymi torami. Staje się zdumiewającą historią o tym, że czasem mając pecha, możesz mieć ogromne szczęście. Jest zarazem historią prawdziwą – tym bardziej więc wzmacniającą w czytelniku potrzebę bycia wdzięcznym za życie, które ma.

Interesująca jest szkatułkowość tej opowieści. Tato, Stanisław Papuziński, co roku, 1. sierpnia, zabierał swoje dzieci – Asiunię i Tomka – na spacer po Warszawie. To spacer wyjątkowy, bo kiedy w Polsce nie wolno było świętować rocznicy powstania, stanowił on lekcję historii. Papuziński opowiadał swoim dzieciom o tym, gdzie wchodziło się do kanału, gdzie mieścił się szpital polowy, ale także swą osobistą historię – jak został postrzelony, złamał rękę, potem miednicę. Dziś Papuzińska bierze nas za rękę i oprowadza tą książką po Warszawie. Opowiada o mieście, ocala od zapomnienia postać Ojca – Sprawiedliwego wśród Narodów Świata, zdaje też sprawę ze swojej własnej historii – historii dziecka, które przeżyło wojnę. I jak niegdyś ów spacer miał być lekcją pamięci, tak jest nią dziś ta książka.


Ale jest jeszcze jedna szkatułka. Kiedy jakiś tata, na przykład ten u nas, bierze swoje dzieci, na przykład Martę i Janka, i czyta im opowieść Papuzińskiej. I dodaje swoją historię: „Na Marszałkowsiej pracuje Wasz wujek”, „W Milanówku w poprzednie wakacje graliście w piłkę”… i choć w naszej historii nie ma nic z dramatyzmu, jednak dzieje się coś niezwykłego. Historie poszczególnych ludzi nakładają się na siebie, aby z nich mogła się wyłonić jedna historia – historia Miasta. Historia różnorodna, wesoła i smutna, ciepła i zimna, zła i dobra, szczęśliwa i nieszczęśliwa...

Możesz kupić tutaj: Mój tato szczęściarz 

Ilustracje: Maciej Szymanowicz
Wydawnictwo: Literatura
Wymiary: 210 x 210 x 7
Oprawa: twarda
Ilość stron: 50
 Rok wydania: 2013
ISBN: 978-83-7672-245-0

Komentarze

  1. Moniś pięknie potrafisz pisać o książkach.
    Kupiliśmy tę książkę w Muzeum Powstania Warszawskiego. Wojna to trudny temat.
    Pozdrawiamy Was!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wojna to trudny temat. Ciężki. Ciężki do zrozumienia nawet dla dorosłych. Czasem trudno wytłumaczyć dzieciom rzeczy, które się działy, to że ludzie tak postępowali.
    Taka książka jest potrzeba i dzieciom i nam, dorosłym. Żeby pamiętać, że wojna była. Że to nie był tylko front i czołgi ale też Powstanie, życie codzienne ludzi i życie dzieci, które teraz są dorosłymi.
    Fajnie jest to co robi Wasz Tata - wplatanie miejsc, które odwiedzacie w książkę. Daje to pewne odniesienie do tego co było i co jest teraz. Pozwoli tez na pewno Waszym dzieciom dłużej pamiętać książkę i związane z nią miejsca.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz