W paczce od wydawnictwa W drodze przyszły dwie książki. O jednej już pisałam, narzekając na infantylność książki religijnej dla dzieci. Marzą mi się powieści, w których o chrześcijaństwie mówi się dojrzale, nie sprowadzając wszystkiego do moralności i walki aniołka z diabełkiem. Narrator czy autor z reguły wypowiada się z pozycji kogoś, komu prawda została szczerze objawiona. Dlatego lektura drugiej książki z tego pakietu sprawiła mi ogromną radość – oto znalazłam, czego szukałam. I jeszcze przyniosła nadzieję, że może jednak... że skoro ma powstać cała seria przygód Domino i Mukiego, to może wreszcie ktoś przełoży wajchę.
Stanecka opowiada o przyjaciołach – szalonej Domino i siedzącym w książkach Mukim – którzy wpadają w dziurę prowadzącą do kanałów leżących pod całą Polską i dających możliwość przenoszenia się w czasie. Trafiają do średniowiecznego Gniezdna, trafiają w chwilę, kiedy gród odwiedza biskup Wojciech. Trwa Wielki Tydzień, ale słowiański gród nie całkiem jeszcze jest chrześcijański – nadal wierzy się w wiedźmy, strzygi i spluwa przez ramię, żeby nie ściągnąć na siebie czegoś złego. Domino (Dominika Makowska) wychowana całkiem współcześnie jest odważniejsza niż Muki (Dominik Mukowski). Zawsze musi skomentować, wszędzie musi wściubić swój nos. To właśnie ona wpakuje tę dwójkę w kłopoty, poważne kłopoty – i to nieraz.
Intrygujące w tej fabule jest - obok dość prostego pomysłu fabularnego (przyznam, że chwilowo jestem przesycona literackimi podróżami w czasie) – zagadkowe, stawiające pytania wprowadzanie wątków pobocznych. Skrzat Czesław i utopiec Ano są po to, aby pomagać. W książce pokazującej, jak chrześcijaństwo w Polsce dopiero kiełkuje, wprowadzenie tych ubożąt, postaci z demonologii słowiańskiej, jest zabiegiem odważnym i twórczo ciekawym. Autorka pokazuje jednak świat, w którym wszystko się waży – będzie tak albo siak, chrześcijaństwo albo pogaństwo, sukces albo porażka, będzie życie albo śmierć. Domino zginie osądzona o czary albo zostanie ocalona. Radochna urodzi zdrową córkę albo umrze podczas porodu. Wojciech wybierze się do Prus albo wróci do Rzymu. Jeśli myślicie, że wszystkie te scenariusze mają swój po ludzku szczęśliwy finał, och, jak bardzo się mylicie. Co najmniej jeden z nich doskonale znacie z lekcji historii.
Inspirująca czytelnika jest także swoboda, którą pozostawia swoim bohaterom Stanecka. Pozwala im robić, co chcą, myśleć, co chcą, zbuntować się. Nie chroni ich przed cierpieniem ani przed konsekwencja własnej głupoty. Pozwala im zaznać porażki – to zapewne inspiracja losami świętego Wojciecha, tego świętego Porażki, jak dowiadujemy się z okładki. Bohaterowie więc poznają własną niemoc. Podobnie zostaje też potraktowany czytelnik – który może pomyśleć po lekturze, co chce. Stanecka nie staje tu w roli Alfy i Omegi. Raczej zadaje pytania, podsuwa przed oczy pewne obrazy, sytuacje i fakty. Myślenie zaś należy tylko i wyłącznie do odbiorcy.
Zofii Staneckiej gratuluję literackiej dojrzałości. W moim prywatnym rankingu polskich autorów stoi na pierwszym miejscu podium obok Iwony Chmielewskiej i Wojciecha Widłaka.
Ilustracje: Daniel de Latour
Wydawnictwo: W drodze
Okładka: Miękka ze skrzydełkami
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 164
ISBN: 978-83-7033-925-8
Kilka dni temu skończyłam czytać tę książkę starszej córce. Czekamy na kolejne przygody przyjaciół.
OdpowiedzUsuńTeraz zatopiłyśmy się w lekturze powieści "Świat według dziadka", którą zakupiłyśmy na spotkaniu z Zofią Stanecką.
Nie znam autorki, ale bajek w ogóle nie czytam :P
OdpowiedzUsuń