Dzisiejsze święto sprzyja refleksjom. Mnie na przykład zastanawia to, co moje dzieci zapamiętają ze swojego dzieciństwa. Czy dzień taki jak ten jest im miły i co im się najbardziej spodobało. Co myślą o Mikołaju? Jakie wyobrażenia na jego temat mają? Zdaję sobie sprawę, że wiele zależy tu ode mnie – od rodzica. To przecież przede wszystkim ja kreuję ten świąteczny czas dla nich.
Myślę, że dość podobne przemyślenia mógł mieć Tolkien, kiedy rok po roku wcielał się w rolę świętego Mikołaja (Father Christmas), pisząc w jego imieniu listy. Pierwszy z nich, adresowany do syna pisarza, Johna, datowany jest na 1920 rok i zawiera zaledwie kilka zdań. Dowiadujemy się z niego, że Mikołaj mieszka na Biegunie Północnym i że właśnie wyrusza do Oksfordu obładowany zabawkami. Zdawkowemu listowi towarzyszy przecudnej urody obrazek przedstawiający figurę świętego oraz jego dom. Kolejne listy, które Tolkien pisał każdego roku aż do 1943, stawały się coraz dłuższe. Obok świętego Mikołaja pojawiają się nowe postaci. Najpierw Polarny Niedźwiedź, śniegowi ludzie, elfy, gnomy, a nawet gobliny. Ich przygody szeroko opisuje Mikołaj, czasem wtrąci swoje trzy grosze Polarny Niedźwiedź, a jeszcze później listy pisze sekretarz, elf Ilbereth. Interesujące jest nie tylko to, co piszą, ale także jak piszą. Książka zawiera faksymile listów, dlatego możemy obserwować chwiejne pismo trzęsącego się z zimna Mikołaja czy wpierw toporne, grube, potem eleganckie, runiczne, choć pełne błędów pismo Niedźwiedzia. Mnóstwo tu też oczywiście ilustracji poczynionych ręką samego Tolkiena.
Z Listów świętego Mikołaja wyłania się obraz Tolkiena – twórcy mitologii, ale i Tolkiena – ojca. W korespondencji pisanej wpierw do Johna, potem kolejno do Michaela, Chrisophera i Priscilli, coraz mocniej zaczynają być obecne wątki, postaci czy motywy znane ze Śródziemia. Autor przemyca je stopniowo, aby rozbudzać ciekawość młodego czytelnika. Mogę sobie tylko wyobrazić tę ekscytację:) Zresztą tę niecierpliwość dzieci Tolkiena, by świat Mikołaja objawił się im ponownie z nowymi szczegółami, możemy wyczytać między wersami – dowiadujemy się na przykład, że dzieci napisały swoje listy już w październiku i że napisały ich kilka.
Dla mnie najciekawszy jest obraz Tolkiena jako ojca. Zastanawiałam się nad tym już przy okazji Pana Błyska. Musiał być cudownym ojcem! Zajrzałam do książki Daniela Grotta Tolkien. Twórca Śródziemia i moje przypuszczenia się potwierdziły. Syn Tolkiena, Michael wspomina:
Pamiętam go (…) jako człowieka wyjątkowego, jedynego dorosłego, który wydawał się brać wszystkie moje dziecięce komentarze i pytania zupełnie na poważnie. Cokolwiek mnie interesowało, jego nieodmiennie interesowało jeszcze bardziej, nawet moje najwcześniejsze próby mówienia. (…)
Jego opowieści do poduszki wydawały się wyjątkowe. W odróżnieniu do innych ludzi nie czytał ich z książki, lecz po prostu opowiadał i dzięki temu były one nieskończenie bardziej interesujące i dużo zabawniejsze niż jakakolwiek bajka z książek dla dzieci w owym czasie. (…)
Oczywiście, ojciec nie był jakąś nadludzką postacią i często jego własne dzieci wydawały mu sie irytujące, zacietrzewione, głupie czy nawet kompletnie niezrozumiałe. Nigdy jednak nie zatracił swojej umiejętności rozmawiania z nami jak równy z równymi. W moim przypadku zawsze wywoływał we mnie uczucie, że to, co ja robię i myślę jako dziecko, jest dużo ważniejsze od tego, co on myśli i robi. (Prószyński i S-ka 1998, s. 85-86)
Jednocześnie z Listów (z których recenzję będziecie mogli czytać niebawem) wyczytujemy, jak bardzo autor Władcy Pierścieni pozostawał niezadowolony z tego, jakim był ojcem. Wyrzucał sobie zapracowanie i brak czasu dla dzieci.
Listy świętego Mikołaja pozostają więc interesującym świadectwem wyobraźni i relacji z dziećmi, jakie miał jeden z najpoczytniejszych pisarzy naszych czasów.
Niestety, książka jest niedostępna w sprzedaży.
Już dziś polecam Listy
Wszystkie wymienione dziś w poście książki zostały wydane przez Prószyński i S-ka.
"Listy świętego Mikołaja" były przez pewien czas dostępne w "Tanich książkach" za śmieszne pieniądze - wtedy je nabyłem.
OdpowiedzUsuńNatomiast "Listy" Tolkiena, które polecasz na końcu notki to fascynująca, porywająca wręcz lektura. Czytałem je z ołówkiem w ręku i zakreśliłem mnóstwo fragmentów, do których lubię powracać.
"Listy świętego Mikołaja" - mamy w domu od wielu, wielu lat - od kiedy moje starsze córki były całkiem małymi córeczkami. Książeczka została zaczytana niemal całkowicie, a moje dziewczyny wracają do niej co jakiś czas chociaż już studiują :) I mam nadzieję, że tak zostanie :)
OdpowiedzUsuńDzięki.
Też piszę do moich dzieci listy od świętego Mikołaja. I choć nie mam daru opowiadania, nadrabiam zdolnościami iście zeligowskimi. "Podrabiam" pieczątki na zagranicznych znaczkach, żeby nie było, że nie przeszło przez pocztę. ;)
OdpowiedzUsuńTakie piękne wpisy o świątecznych lekturach! Zapraszam serdecznie do wyzwania świątecznego "Znalezione pod choinką": http://znalezionepodchoinka.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
snoopy, "Listy" Tolkiena to drugie polskie wydanie i nowe tłumaczenie.
OdpowiedzUsuńbajerowiczko:), ja mam nadzieję, że wznowią to wydanie, bo naprawdę warto mieć tę książkę w domu.
Zorro, Tolkien też podrabiał pieczątki:)
Manioczytania, dzięki za zaproszenie:)