O „Złodziejce książek” już się wypowiadałam. Ujęła mnie ta powieść specyficznym językiem (szorstkość niemieckiego), ciekawym konceptem (Śmierć jako narrator) i fabułą, która pozostawia sporo miejsca na refleksję. Po książkę sięgam ponownie z tej prostej przyczyny, że od pewnego czasu na ekranach kinowych możemy oglądać jej adaptację filmową. Pamiętacie może z podstawówki to pytanie: co lepsze – książka czy film? Trochę chcę dziś także i o nie zahaczyć. A także o pytania, które pojawiły się przy okazji mojej recenzji jakiś czas temu.
Mnie film bardzo rozczarował. Choć w sumie nie wiem, czy mogę pisać o rozczarowaniu, skoro z góry wiedziałam, że będzie to tylko marna prób żerowania na sukcesie, jaki odniosła powieść. Przede wszystkim nie sposób oddać tej postaci narratora, który ma tak wiele do powiedzenia, który daje nam tę specjalną optykę – jego oczami patrzymy na świat przedstawiony. Film zawsze uprości to, co mogą zdziałać słowa w wyobraźni czytelnika.
(scena, w której Śmierć opowiada o zbombardowaniu Himmelstrasse)
Dobrze zorganizowana rodzina Fiedlerów grzecznie leżała w łóżkach, każdy nakryty po szyję. Pfiffikusowi wystawał spod kołdry tylko nos.
U Steinerów przejechałem dłonią po gładkich, pięknych włosach Barbary, poważnie popatrzyłem na poważnego nawet we śnie Kurta i po kolei ucałowałem wszystkie maluchy na wieczne dobranoc.
Był jeszcze Rudy.
O Boże, Boże, Boże, Rudy…
Trudno mi też zrozumieć, dlaczego filmowcy zmieniają coś, co jest tak dobre. Łzawa, sztuczna i nieprawdziwa jest scena śmierci Rudy’ego. Umiera równie teatralnie, co bohaterowie eposów rycerskich.
Choć podobają mi się kreacje aktorskie Geoffrey’a Rusha (Hans Hubermann) i Emily Watson (Rosa Hubermann) – w mojej wyobraźni grają tysiąc razy lepiej. Ben Schnetzer w roli Maxa Vandenburga nieznośnie kojarzy mi się z wymuskanym gejem (przepraszam za porównanie, w sumie nie mam nic do gejów) i nie mogę na niego patrzeć po prostu! A Barbara Auer jako Ilsa Hermann pozostaje dla mnie bez emocji, bez wyrazu.
Okładka nowego wydania nie budzi chyba tylu emocji ani kontrowersji, co ta poprzednia. Na przedniej okładce fotos z filmu. Zaś na tylnej – już nie cytaty z „USA Today” („Markus Zusak nie przeżył II wojny światowej ani Zagłady, a mimo to jego Złodziejka książek zasługuje na miejsce obok Dziennika Anny Frank”), ale nasi, swojscy komentatorzy, którzy jakoś – mam wrażenie – do kontrowersyjnej wypowiedzi „USA Today” nawiązują. Szczególnie wypowiedź Jarosława Lipszyca: „To nie są wspomnienia, Złodziejka książek nie rości sobie pretensji do oddania historycznej prawdy, tylko raczej – historycznej sprawiedliwości. Wysiłek godzien zastanowienia”.
Zestawienie przeżyć Liesel i Anny Frank oburzyło Hannah, która tak komentowała pod poprzednim postem o książce: „Złodziejka… stępia tego typu wrażliwość i pozwala porównywać fikcyjną dziewczynkę, która przeżyła wojnę mogąc się cieszyć swobodnym oddechem i względną swobodą poruszania się, a potem dożyła szczęśliwej starości na drugiej półkuli, z realną dziewczynką, która przeżyła część okupacji ściśnięta z całą rodziną i rządkiem słoików na mocz w jednym pokoju, a potem zginęła w obozie zagłady” (poprawiłam pisownię). To prawda, że porównywanie wydarzeń fikcyjnych z realnymi jest nie na miejscu.
Ja odnoszę wrażenie, że Zusakowi zależało na ukazaniu krzywdy, jakiej doznali sami Niemcy – ci zwyczajni, którzy nie wzięli udziału w wojnie, kobiety, dzieci. Nawet to jednak rodzi szereg pytań i kontrowersji – czy można mówić o „skrzywdzonym narodzie niemieckim”? czy jest coś takiego jak odpowiedzialność zbiorowa? czy „Niemiec” i „nazista” to synonimy? Nie zamierzam na te pytania odpowiadać. Rzucam je raczej po to, żeby pokazać, że książka prowokuje (a takie książki, przedmioty, ludzi, wydarzenia… uwielbiam), że stanowi dobry punkt wyjścia do dyskusji, świetny materiał na lekcje z młodzieżą. Myślę, że także ta zadziorność zdecydowała o sukcesie tej powieści.
To jednak z kilkunastu książek, która mają u mnie status „przeczytana po wielokroć”.
Możesz kupić tutaj: Złodziejka książek
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Wymiary: 153 x 230 x 36
Oprawa: Miękka
Rok wydania: 2014
ISBN: 9788310126450
Jestem świeżo po lekturze Złodziejki książek, a jeszcze nie oglądałam filmu. Ciekawe, czy będę miała podobne odczucia co do filmu, ale tego się właśnie obawiam. Jeszcze chwilę zwlekam, bo boję się rozczarowania. Pozdrawiam serdecznie ;-)
OdpowiedzUsuńCzytałam ją już jakieś 3 lata temu i pamiętam, że bardzo mi się podobała. Filmu jeszcze nie oglądałam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Justyna :)
Nie czytałam książki ani nie oglądałam filmu. Jestem ciekawa od jakiego wieku jest ten film. Czy dla 8 latka się nadaje czy zbyt drastyczny?
OdpowiedzUsuńMyślę, że to film raczej dla gimnazjalisty. 8-latek nie zrozumie wielu wątków.
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że jeszcze nie czas. Reklama filmu bardzo mu się podobała ale poczekamy.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
Mam podobne odczucia co do filmu. Wycisnął łzy, ale takie łzy są dla mnie fizjologiczne (łatwo się wzruszam). Książka zaparła dech, choć też nie uważam jej za arcydzieło. Znów mamy dowód, że literatura przekładana na film spłaszcza się strasznie. Wymuskany Żyd ukrywający się w piwnicy - to nie jemu oglądając film współczułam...
OdpowiedzUsuńWłaśnie nabyłam książkę :) Niedługo zacznę jej lekturę.. Film pewnie też obejrzę..
OdpowiedzUsuń