Stefan Themerson, Franciszka Themerson „Był gdzieś haj taki kraj. Była gdzieś taka wieś”


Wydawnictwo Widnokrąg jest chyba młodsze niż mój blog, a jednak widać, że dziecko to charakterne i wie, czego chce. Do tej pory książki, które wydali, mieszczą się w trzech grupach. Pierwsza to publikacje mające przybliżyć dzieciom kulturę innych krajów, uwrażliwić je na inność, wzbudzić w nich ciekawość („Apetyt na Maroko. Tadżin” czy „Myślobieg…”). W ramach drugiej grupy mieszczą się książki, które zostały uhonorowane międzynarodowymi nagrodami („Emigracja” czy „Czarna książka kolorów”). Trzecia grupa – na razie liczy jedną pozycję – to reprinty. Widnokrąg przywraca tu dziecięcym czytelnikom Themersonów i ich picturebook "Był gdzieś haj taki kraj. Była gdzieś taka wieś".

Właśnie! Do Themersonów i ich twórczości pasują wszystkie modne dziś określenia – art book, picturebook, typografia, architektura książki, książka obrazkowa, liberatura… Themersonom jakby nie dość tego. Dodają swoje określenie – jak bardzo na czasie! – stwierdzają bowiem, że książki nie tyle powinny być bestsellerami, co BESTLOOKERAMI! Ładne, prawda! Już to proste przywołanie terminów używanych do opisywania współczesnej literatury dziecięcej odkrywa przed nami Themersonów i ich książki jako wyjątkowo aktualne, na czasie i których zwyczajnie nie naruszył ząb czasu. Aa!! Bo chyba tego jeszcze nie napisałam, że „Był gdzieś haj…” ukazał się w 1935 roku!


Ale cóż tu takiego aktualnego? Przede wszystkim to założenie, że książka musi być dziełem integralnym (och, naczytałam się Zabawy), a więc stanowić idealne połączenie słowa i obrazu, co realizuje się także w szczególnym pochyleniu autorów nad architekturą i typografią książki.

Zatem słowo. Wiersz Stefana Themersona jest uwolniony. Słowa mają tu prawo wykluwać się w głowie pisarza bez większych ograniczeń. Wyobraźnia językowa swobodnie sobie poczyna, sterowana jedynie melodią i rymem.

Poleciała mucha tse-tse do lisa. 
I tak rzekła, nie po polsku, a po lisio-rudemu: 
-Chytjes rysteś lis, 
jadłbyś z cudzych mis 
inspryt teny res 
dozro bienia jest 
kara wara bas 
tasprze nioda kwas. 

Podobnie zresztą jak i cała fabuła. Najlepiej żeby była zabawą, grą prowadzoną ze spostrzegawczością czytelnika. „Był gdzieś haj taki kraj. Była gdzieś taka wieś” to dwie historie, które stanowią w pewnym sensie lustrzane odbicie (zresztą uważny czytelnik dopatrzy się tych zwierciadlanych odbić więcej – w nazwach, w ilustracjach). W afrykańskim Alibajdadzikafrajdawtomigraju mieszkają Sabarawarak i Karawarabas. Są bardzo pracowici. Odwróć książkę, a zaraz trafisz do bardzo błotnistej wsi, gdzie „Ludzie byli / tacy lenie… / Wciąż mówili // tylko, że n i e…”. Jednak - autorom nie dość - wszystko jeszcze raz (tym razem fabularnie) przewróci się do góry nogami. Niech Wam się jednak nie wydaje, że autorzy książki tworzą ją tylko dla zabawy. Łatwo wyczytać z tych lustrzanych opowiastek morał, co ja odkrywam z zadowoleniem.

Zatem obraz. Franciszka Themerson także się bawi. Jej kreska jest prosta. Spójrzcie na tego hipopotama – niby nic, kilka łagodnych zawijasów, kilka pociągnięć… wydaje się proste do zrobienia:) Do tego szczypta humoru – delikatny parasol i mocno nietrwały zamek z błota…


Czy bawi się też dziecięcy czytelnik? O tak! Najpierw otwiera oczy ze zdumienia, gdy słyszy, jak rodzic zmaga się z Alibajdadzikafrajdawtomigrajem, a potem sam próbuje powtórzyć. Zaskakuje go też możliwość odwrócenia książki i czytania jej od końca. „A co się stało z tamtymi obrazkami?” – pyta. „Wywróciły się” – odpowiada rodzic i razem się śmieją.


Możesz kupić tutaj: Był gdzieś haj taki kraj. Była gdzieś taka wieś 

Wydawnictwo: Widnokrąg
 Wymiary: 155 x 205 x 8
Oprawa: twarda
Rok wydania: 2013
 ISBN: 9788393298495

Komentarze

  1. Twoja recenzja podoba mi się bardziej, niż książka :) Musiałabym się pochylić nad nią (książką) ponownie. Idee autorów szalenie mi się podobają (zarówno bestlooker, jak i dwie historie będące lustrzanym odbiciem), ale wykonanie - tutaj mimo lubienia obojga Themersonów (WAB wydało nie tak dawno jego powieść "Wykład profesora Mmaa", na która się czaję...), nie potrafię znaleźć adresata tej książki. Uśmiechy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzisz... a moja córka zabrała dziś tę książkę do szkoły, "żeby pani nam przeczytała". Od samego rana tyko o niej gada (a czytałam jej wczoraj)... więc z adresatem chyba dobrze trafili. Przynajmniej u nas.

    OdpowiedzUsuń
  3. No to pięknie, to znaczy, że działa! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Spoglądam na tego strusia na okładce i wygląda mi jakoś znajomo. Więc siedzę i myślę -gdzieś ja już tego delikwenta widziałam... Zaczęłam przeszukiwać naszą "biblioteczkę domową" i tadam! znalazłam: "Tańcowała igła z nitką" Brzechwy ilustrowana przez panią Themerson wydana w 1984. Rzeczywiście te ilustracje są ciekawe, dokładnie opisują wiersze i zapadają w pamięć :)
    Pozdrawiam! Cz.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz