Literackie antykwariaty zawsze okazywały się ciekawymi miejscami. Właśnie tam, pośród setek starych i ciut przykurzonych ksiąg rozpoczynały się przygody, właśnie tam czaiły się skrywane przez lata tajemnice. Swój antykwariat mają młodzi czytelnicy, jeśli tylko zechcą zajrzeć do „Nie kończącej się historii” Michaela Endego.
Przed nim ciągnęło się długie, wąskie pomieszczenie, niknąc w mrocznej głębi. Pod ścianami stały regały sięgające sufitu i zapchane książkami wszelkich kształtów i wielkości. Na podłodze piętrzyły się sterty wielkich foliałów, na kilku stołach leżały stosy mniejszych tomów, oprawnych w skórę i połyskujących po bokach złoceniami.
Tajemnicą spowita była też księgarnia Carlosa Ruiza Zafona nakreślona w „Cieniu wiatru” (i częściach kolejnych), a nade wszystko ów wyjątkowy Cmentarz Zapomnianych Książek.
…dotarliśmy do wielkiej okrągłej sali, najprawdziwszej bazyliki ciemności, zwieńczonej kopułą, z której wysokości padały snopy światła. Niezmierzony labirynt korytarzyków, regałów i półek zapełnionych książkami wznosił się po niewidoczny sufit, tworząc ul pełen tuneli, schodków, platform i mostków, które pozwalały się domyślać przeogromnej biblioteki w niepojętej geometrii.
Cmentarz Zapomnianych Książek zaś odsyła nas do wielkiej biblioteki z „Imienia Róży” Umberto Eco. I można by tak dalej i dalej.
Martin Widmark wpisuje się swoją książką w ten motyw wielkich i tajemniczych antykwariatów i bibliotek. Znajdziemy tu i jedno, i drugie.
… pod stopami studentów przechadzających się po parku, kryła się tajna biblioteka czy też, jak opisywali to niektórzy profesorowie, morze wiedzy, doświadczenia, myśli i możliwości. Nazywali ją filią aleksandryjską. (…) Naziści systematycznie opróżniali w czasie wojny biblioteki naukowe w okupowanych krajach i wywozili zbiory do Niemiec. Myślę, że próbowali w ten sposób pozbawić ludzi możliwości niezależnego myślenia albo chcieli po prostu sami zdobyć najpotężniejsze narzędzie władzy – wiedzę. (…) Nigdy nie zapomnę dnia, kiedy wszedłem tam po raz pierwszy. Po obu stronach ponad stumetrowego, wilgotnego korytarza, oświetlonego tylko gołymi żarówkami zwisającymi z sufitu, stały regały z taką ilością historii i wiedzy, że prawie nie miałem odwagi iść dalej. (…) Na półkach były zarówno starożytne zwoje, jak i współczesne rozprawy naukowe. Arabskie pisma wywiezione z Europy Wschodniej i żydowskie rozprawy filozoficzne wywiezione z gett leżały obok prac opisujących najnowsze odkrycia, przede wszystkim z zakresu biologii. Było dla mnie jasne, że takiego ogromu wiedzy z różnych tradycji i epok nie zgromadzono w jednym miejscu od czasów biblioteki aleksandryjskiej.
I zdaje się, że podobnie jak Eco czy Zafon próbuje mówić, że książka i dzięki niej zdobywana wiedza czynią człowieka potężnym. Widmark, który bohaterami uczynił uczniów pierwszej klasy gimnazjum, Dawida i Larisę, podkreśla kilkakrotnie możliwości, jakie daje nam nauka w szkole. W pewnym sensie jego książka jest paszkwilem na szwedzki system edukacji. Nowa uczennica, Rosjanka, Larisa jest zdziwiona, kiedy nauczyciel zadaje tylko trzy strony w ćwiczeniach z matematyki. Bez problemu też udaje jej się przejść zapory, których stawiania uczy nauczycielka informatyki, twierdząc przy tym, że odtąd siedzą przed całkowicie bezpiecznymi komputerami. Kiedy młodym bohaterom przychodzi mierzyć się z kryminalnymi zagadkami, to właśnie młoda Rosjanka okazuje się istotą myślącą.
Widmark, zdaje się, zakłada, że jego czytelnik ma niechęć do nauki i szkoły. Dlatego tworzy fabułę, która ma pokazać, jak bardzo warto się uczyć i do czego może prowadzić nas studiowanie różnych nauk (tu w szczególności biologii). Rodzice Dawida też są naukowcami. Wyjeżdżają właśnie do Nigerii, są biologami i nadzorują budowę zapory wodnej. Nastoletni Dawid chce zostać w Szwecji, dlatego rodzice pozwalają mu zamieszkać u Melchiora Rasmusena prowadzącego antykwariat pod Błękitnym Lustrem. Krok zdaje się odważny, ale zaskoczonym przypominam ojców kolonialnych, jakim byli Władysław Tarkowski („W pustyni i w puszczy”) czy Andrzej Wilmowski („Tomek w krainie kangurów”). Ojciec Dawida mówi o książkach znalezionych w antykwariacie, że „zawierają często podstawowe pytania stawiane przez naukowców (…). Pytania, które potem łatwo stracić w oczu w natłoku wszystkich informacji zbieranych podczas pracy badawczej. To dlatego dobrze jest czytać stare książki”.
Ale Widmark zakłada też, że jego czytelnik niechętnie sięga po książki, niechętnie czyta. Stąd jego fabuła musi wciągać od pierwszego zdania. A co gimnazjalistę może wciągnąć bardziej niż rozbudzające ciekawość, pełne pytań stwierdzenie: „Zrozumiałem to od razu, kiedy ją zobaczyłem”. Autor serii o Lassem i Mai zna patent na wkupienie się w łaski młodych czytelników. Wystarczy dobra intryga, wystarczy w dziecku obudzić jego detektywistyczne ciągoty, postawić mu przed oczy jakąś tajemnicę. I już! Jednak – w co chcę wierzyć! – gimnazjalista ma nieco większe oczekiwania wobec książek. Fabuła Widmarka toczy się jak kula z górki, bez opisów, oszczędna w słowo, językowo głupiutka. Nie wiem też, czy gimnazjalista nie poczuje się urażony dziecinną wielkością czcionki i ilustracjami. Więc może obniżyć wiek czytelnika? Ja akurat jestem przeciwnikiem podsuwania dzieciom w wieku szkolnym (8-12) tekstów o budzącym się uczuciu, zakochaniu i pierwszym pocałunku. Przyjdzie na to czas.
Możesz kupić tutaj: Antykwariat pod Błękitnym Lustrem
Ilustracje: Katarina Strömgård
Wydawnictwo: Zakamarki
Wymiary: 130 x 180 x 10
Oprawa: twarda
Rok wydania: 2014
ISBN: 9788377760673
No właśnie jak tylko zobaczyłam wnętrze książki, to się zastanawiałam: dla kogo to? Dzieci najbardziej lubią czytać o rówieśnikach, a te obrazki, ta ilość tekstu - dla trzynastolatków? Trzynastolatki czytają Harry'ego Pottera ;) Myślę, że nie tyle poczują się urażone, co w ogóle nie zaszczycą książki uwagą - od razu widać, że to dla dzieci...
OdpowiedzUsuńNo faktycznie ciężko tutaj dopasować wiek odbiorcy :] Ale do twojej uwagi: "jestem przeciwnikiem podsuwania dzieciom w wieku szkolnym (8-12) tekstów o budzącym się uczuciu, zakochaniu i pierwszym pocałunku." Ja jestem zwolenniczką rozmawiania o takich sprawach z dzieckiem. Dla mnie edukacja seksualna powinna wejść w życie dziecka jak najszybciej.
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze dodam, że oczywiście prowadzona profesjonalnie i z nastawieniem na wiek dziecka!
UsuńByłam jakiś czas temu na spotkaniu z Widmarkiem. Opowiadał o swojej teorii książki dla początkującego czytelnika i o prośbach rodziców, żeby napisał coś, "żeby wyrwać dzieci z bagna Lassego i Mai". No i napisał :) Na mnie Widmark robi wrażenie zręcznego, wrażliwego rzemieślnika, nie artysty.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, że zwróciłaś uwagę na fakt, że młodzi w książce Widmarka lubią zdobywać wiedzę. On to na spotkaniu podkreślał, że zależy mu, żeby pokazać dzieciom, że czytanie jest cool, że wiedza jest fajna, że mieć pasje naukowe to wspaniale. Podobnie jak u nas Kosik.
No i cieszy trzeźwa ocena książki.